TUŻ PRZED MECZEM: POKONAĆ NIEPOKONANYCH

Już dziś o 18.00 w Ergo Arenie Śląsk rozpocznie mecz X kolejki TBL przeciwko Treflowi Sopot. Gospodarze są niepokonani przed własną publicznością. Śląsk jest w trakcie serii wyjazdowych spotkań, którą rozpoczął od niespodziewanego zwycięstwa w Zgorzelcu. Transmisja (płatna) od 17.50 w internetowej telewizji Ipla. SERIA: Trefl wygrał jak dotąd wszystkie pięć meczów w Sopocie. Czterokrotnie triumfował bezapelacyjnie: Stabill Jezioro Tarnobrzeg rozbił różnicą 28. pkt., Polpharmę Starogard Gdański 26., Kotwicę Kołobrzeg 22., a Rosą Radom 27. Tylko AZS Koszalin był relatywnie blisko. Uległ w Sopocie 5. punktami. Śląsk pokazał jednak w ostatnim meczu w Zgorzelcu, że potrafi wygrywać ze wszystkimi, również na wyjeździe. Optymistyczne nastawienie zachowuje Krzysztof Sulima: – Zawsze mieliśmy wiarę, że możemy pokonać każdego i wszędzie. Zwycięstwa budują atmosferę w zespole, czujemy się coraz silniejsi. Trefl to jednak bardzo mocny zespół, pokazali to wiele razy w tym sezonie. Na pewno czeka nas bardzo trudny mecz. POJEDYNKI: Trzeba będzie zatrzymać Adama Waczyńskiego, najlepszego strzelca ligi (18,5 pkt. na mecz)i zarazem najskuteczniej rzucającego za trzy (54,3%). Jest ostatnio w świetnej formie. W IX kolejce rzucił Rosie Radom 21 punktów. Ciekawe, kogo Milivoje Lazić wyznaczy do krycia Waczyńskiego. Naturalnym kandydatem jest Nikola Malesević. Wspomagać go mogą Paweł Kikowski i Adrian Mroczek-Truskowski. Michał Michalak, jeden z liderów Trefla, fot. Sebastian Rzepiel Interesująco zapowiada się rywalizacja pomiędzy rozgrywającymi. Danny Gibson i Robert Skibniewski przeciwstawią się groźnym jedynkom z Pomorza: Šarunasowi Vasiliauskasowi i Lance’owi Jeterowi. Statystycznie lepiej prezentuje się para wrocławska, która zdobywa razem więcej punktów i asyst na mecz. POSTAĆ: Darius Maskoliūnas, pochodzący z Litwy trener Trefla, to utytułowany, były koszykarz Żalgirisu Kowno, Ilisiakosu Ateny i Prokomu Trefla Sopot. Z litewskim zespołem w 1999 roku wygrał Euroligę, ma także w kolekcji złote medale za mistrzostwa Litwy i Polski. Najcenniejszy krążek przywiózł jednak w 2000 roku z Igrzysk Olimpijskich w Sydney. Litwa zdobyła wtedy brązowy medal. ZAGROŻENIA: Podkoszowi Śląska znów będą mieli sporo pracy. Paweł Leończyk, mierzący 202 cm, zdobywa średnio na mecz prawie 14 punktów. Center sopocian, Yemi Gadri-Nicholson, o jeden punkt mniej. Dodatkowo duet zbiera razem średnio ponad 11 piłek w każdym spotkaniu. Trefl Sopot to najlepszy atak w lidze. Ponad 90 zdobywanych punktów (Śląsk prawie 76) przy 52,8 procentowej skuteczności z gry. Dwukrotnie rzucili rywalom ponad 100 oczek. Tracą blisko 12 piłek. W wymienionych kategoriach są liderami TBL. Koszykarze Trefla grożą także rzutem z dystansu – prawie 40% zza łuku. SZANSA: Trefl, wbrew statystykom, nie jest drużyną, z którą wygrać się nie da. W tym sezonie udowodnili to już Stelmet Zielona Góra i Energa Czarni Słupsk. Gospodarze dzisiejszej konfrontacji przegrywali wprawdzie tylko na wyjazdach, ale każda seria musi się przecież kiedyś skończyć. Jeżeli Śląsk Wrocław zagra z taką determinacją i wolą walki, jak w ostatnim meczu z Turowem, może sprawić kolejną niespodziankę, startując z teoretycznie straconej pozycji. MIEJSCE: Ergo Arena to największa pod względem pojemności (ponad 11 tys.) hala w TBL. W Polsce więcej kibiców może usiąść tylko w Atlas Arenie w Łodzi i katowickim Spodku. Dla porównania, w Hali Orbita mieści się około 3 tys. widzów. Oddana do użytku w 2010 r. Ergo Arena gościła już dwukrotnie Ligę Światową siatkarzy, a w tym roku była halą Mistrzostw Europy w Siatkówce Mężczyzn. W 2014 r. organizatorzy przeprowadzą w niej m. in. Halowe Mistrzostwa Świata w Lekkoatletyce. Innowacyjna hala to nie tylko arena sportowa. Grali w niej tacy muzycy jak Sting czy Jean-Michel Jarre. Z pewnością miło byłoby opuszczać to miejsce w roli zwycięzców! Błażej Organisty

SOPOCKIE WYZWANIE

3 zwycięstwa Śląska z rzędu, wliczając w to pucharowe starcie nad AZS-em Koszalin, oraz 5 kolejnych wygranych graczy Trefla Sopot przed własną publicznością sprawiają, że starcie wielokrotnych mistrzów Polski w ramach 9. kolejki TBL zapowiada się niezwykle ciekawie. Sopot to kolejny cel, na 2 ligowe punkty dla ekipy „Trójkolorowych”. Bedzie to drugie starcie w ciężkiej, pięciomeczowej serii wyjazdowych spotkań naszej drużyny. Po emocjonującym spotkaniu z ekipą Turowa, „Wojskowi” wrócili ze Zgorzelca podbudowani zwycięstwem, silniejsi i z wiarą, że w TBL można pokonać każdego i wszędzie. Trefl Sopot to od lat ligowa czołówka. W sezonie 2011/2012 Pomorzanie odnieśli największy historyczny sukces, zdobywając srebrny medal na krajowych parkietach i triumfując w Pucharze Polski. Wygraną w IBC udało się, również powtórzyć w ubiegłym w sezonie. W tym roku to Trefl właśnie pokonał w spotkaniu o Superpuchar Polski mistrza z Zielonej Góry. Czy Danny Gibson poprowadzi zespół do wygranej w Sopocie, fot. Norbert Bohdziul W pierwszej kolejce TBL mistrzowie Polski mieli okazję do rewanżu, z której to nie mogli nie skorzystać, wygrywając minimalnie w „Winnym Grodzie” (90:88). Kolejne spotkania Trefla to już pięciomeczowa seria zwycięstw z: AZS Koszalin (87:83), Anwilem Włocławek (80:90), Stabilli Jezioro Tarnobrzeg (87:59), Polpharmą Starogard Gdański (92:66)! i Kotwicą Kołobrzeg (102:80). Oprócz Stelmetu, sopocianie w tym sezonie nie mogli poradzić sobie w Słupsku gdzie w ligowym spotkaniu ulegli miejscowym Czarnym (81:77). Los chciał, iż podopieczni Dariusa Maskoliunasa mierzyli się również z „Czarnymi Panterami” w dwumeczu Pucharu Polski. Jako obrońcy Intermarché Basket Cup, kolejny raz nie znaleźli recepty na Czarnych i odpadli z tegorocznej rywalizacji i na pewno, w tym sezonie nie obronią już tytułu. W 9. kolejce Trefl podniósł się z kolan i dał dobrą lekcje basketu Rosie Radom wygrywając w Ergo Arenie (102:75)! Sopocianie z taką samą liczbą punktów co „Trójkolorowi” i bilansem 6-2, zajmuje czwarte miejsce w Tabeli TBL.W skład zespołu znad morza Bałtyckiego wchodzą Polacy: Adam Waczyński (18.5 pkt.)-wyrastający na lidera zespołu, Paweł Leończyk (13.9 pkt., 4.6 zb.), 20-letni rzucający obrońca-Michał Michalak (12.6 pkt.), Krzysztof Roszyk i Marcin Stefański, których nie trzeba nikomu przedstawiać. Robert Skibiniewski i Danny Gibson (najlepszy wrocławski gracz w ostatnim meczu) będą musieli powstrzymać duet sopockich rozgrywających, który reprezentują: Amerykanin Lance Jeter (8.3 pkt. 3.0 as.) i Litwin Sarunas Vasiliauskas (9.4 pkt. 3.1 as.). Niebezpieczny dla wrocławskiej obrony w strefie podkoszowej może okazać się center z Pomorza Yemi Gadri-Nicholson, który zdobywa średnio 12.9 pkt. w spotkaniu i zbiera prawie 7 piłek z tablic. Prowadzeni przez Dariusa Maskoliunasa zawodnicy są silnym zespołem. Tworzą bardzo wyrównaną, szeroką kadrę, w której każdy gracz wchodzący na parkiet z ławki jest w stanie przesądzić o losach meczu. - Moi zawodnicy naprawdę dają z siebie wszystko grając z czołowymi zespołami (…) Musimy spojrzeć przeciwnikowi w oczy, skupić sie i grać na najwyższym poziomie jeżeli chcemy wrócić do tego, co dawniej reprezentował i stanowił w Polsce Śląsk Wrocław – mówił po ostatnim spotkaniu trener Milivoje Lazić. Spotkanie pomiędzy Treflem Sopot a Śląskiem Wrocław rozegrane zostanie w sobotę (14.12) o godz. 18:00 w Ergo Arenie. Transmisję (płatną) z meczu będzie można obejrzeć za pośrednictwem internetowej platformy Ipla.tv. W drużynie Śląska prawdopodobny jest debiut nowego środkowego Paula Millera. Marcin Poręba

BARDZO CZĘSTO JEST TWARDO – ROZMOWA Z KRZYSZTOFEM SULIMĄ

Grudniowe tournee graczy Śląska trwa w najlepsze. Po wielkim zwycięstwie w Derbach Dolnego Śląska nad PGE Turowem w Zgorzelcu, na najbliższy mecz zawodnicy z Wrocławia udadzą się do Sopotu. Na temat przyszłego rywala oraz tego jak ostro trenują podopieczni Milvoje Lazicia, rozmawialiśmy z centrem WKS-u Krzysztofem Sulimą. Trefl jest w wyśmienitej formie, fot. Andrzej Romański Czy wszystko dobrze z Twoim zdrowiem po starciu z Jakubem Parzeńskim? Jak doszło do zdekompletowania Twojego uzębienia na jednym z treningów? Pokłóciliśmy się z Kubą o dziewczynę (śmiech). To był przypadek, nadziałem się na jego łokieć i oboje ucierpieliśmy. Ja już normalnie trenuję, ale z Kubą jest gorzej. Śmiejemy się, że mam chyba jakiś ‘’jad” w zębach, ponieważ zostawiłem mu kilkucentymetrową dziurę w łokciu. „Parzyk” jeszcze bierze antybiotyk i najprawdopodobniej dopiero w poniedziałek, po meczu w Sopocie, wróci do gry. Często na treningach jest tak twardo? Bardzo często (śmiech). Jest twardo, ale takie starcia to przypadek. Tak się złożyło, że po prostu obaj na siebie „trafiliśmy”. Sopot to kolejny punkt w serii wyjazdowych spotkań, po zwycięstwie w Derbach Dolnego Śląska macie chyba większą wiarę, że można wygrywać nie tylko na własnym parkiecie – tym bardziej, że wliczając wygraną w pucharze Polski nad AZS-em Koszalin macie 3 wygrane z rzędu. Myślisz, że mecz z Treflem będzie jeszcze trudniejszy niż ten w Zgorzelcu, czy Turów to jednak lepsza drużyna? W naszej lidze każdy z każdym może wygrać. Zawsze mieliśmy tę wiarę, że możemy pokonać każdego i wszędzie. Zwycięstwa budują atmosferę w zespole, czujemy się coraz silniejsi. Trefl to jednak bardzo mocny zespół, pokazali to wiele razy w tym sezonie. Na pewno czeka nas bardzo trudny mecz. Nie dość, że z silnym rywalem, na ich boisku, jeszcze bez naszych kibiców. Z naszym „szóstym zawodnikiem” zawsze gra się lepiej, czujemy to wsparcie, będzie tego brakować. Analizowaliście już grę Trefla? Ty, jako center, przyglądałeś się środkowym z Sopotu? Dokładną analizę przeprowadzimy jutro, dwa dni przed meczem. Na pewno pooglądam sobie ruchy i zachowania wysokich Trefla. Na razie skupiamy się na własnej grze i treningu. Dopiero dziś mieliśmy prawdziwy mecz treningowy 5 na 5, bo wcześniej brakowało nam zawodników. Wypadłem ja, wypadł Kuba, wyjechał Kevin, nie było kim grać. Teraz jest już lepiej. Rozmawiał Jędrzej Rybak

RZUT OKA – ZŁAPALI TURA ZA ROGI

Tym razem rzucamy okiem na minimalne, wyjazdowe zwycięstwo Śląska Wrocław nad wicemistrzem Polski – Turowem Zgorzelec. Szale wyniku wahały się do ostatnich sekund. Ostatecznie WKS wygrał 70:69. Oto fakty, wypowiedzi i klucze spotkania. FAKTY: Śląsk przerwał serię pięciu zwycięstw Turowa. Doskonale otworzył też cykl pięciu kolejnych wyjazdowych meczów – pierwszy teren już zdobyty. Zgorzelec przystępował do spotkana jako najlepsza drużyna w lidze pod względem asyst na mecz (19,6). Śląsk pozwolił tylko na 12. Przewodzili też w statystyce celności rzutów za 2 punkty (61%). Przeciwko wrocławianom nie trafiali jednak już tak często (39,5%). Środowy pojedynek był również rywalizacją przedstawicieli serbskiej myśli szkoleniowej. Zarówno MilivojeLazić, jak i Miodrag Rajković – trener Turowa – pochodzą z Belgradu. Łączy ich także Wrocław. To w stolicy Dolnego Śląska obaj zaczynali karierę trenerską w Polsce. ZAWODNICY: Koszykarskiego Oscara za rolę pierwszoplanową powinien dostać Radosław Hyży. Rozegrał bezapelacyjnie najlepsze zawody w sezonie, zdobywając 11 punktów (5/9 z gry) i 8 zbiórek. Nie to jednak było najważniejsze. Hyży przelewał w kolegów energię, zdeterminowaną postawą dawał impuls do walki. Rzucał się na boisko, wyrywał zbiórki, kilkakrotnie grał 1 na 1 tyłem do kosza. Jego iście profesorski półhak z końcówki spotkania na 66:68 dla PGE poderwał WKS do ostatniej pogoni za zwycięstwem. Radosław Hyży miał w Zgorzelcu wyborny humor, fot. Jacek Rydecki Statuetkę za rolę drugoplanową wręczyć należy Danny’emu Gibsonowi, najlepszemu strzelcowi meczu – 16 punktów (6/7 z gry), a dodatkowo 4 asysty i 3 przechwyty. A może bardziej za efekty specjalne? Bo to przecież jego rzut na 1,7 sekundy przed końcem derbów Dolnego Śląska rozstrzygną mecz. Za walkę i ogromną motywację do rywalizacji z teoretycznie lepszym przeciwnikiem na wyróżnienie zasługują wszyscy koszykarze Lazicia. Pokazali w przygranicznym mieście serca wojowników. Nie można ukrywać, że zawodnicy PGE zagrali poniżej oczekiwań i poziomu, który prezentowali w poprzednich meczach. Przeciwko Śląskowi najlepszy był Filip Dylewicz. 11 punktów i 10 zbiórek dają double-double. W pierwszej kwarcie efektywnie współpracowali center, Ivan Zigeranović i rozgrywający, Łukasz Wiśniewski. Pierwszy z nich rzucił 8 punktów i zebrał 5 piłek, drugi skończył z 14 oczkami i był tym samym najskuteczniejszym graczem czarno-zielonych. Na szczęście dla Śląska ich dwójkowe zagrania przynosiły efekt tylko na początku meczu. USŁYSZANE: „Moje serce było nieco rozdarte – zwierzył się po meczu Hyży, który – podobnie jak Robert Skibniewski i Michał Gabiński – reprezentował w przeszłości barwy Turowa. – Nie mogliśmy się jednak umówić przed meczem na remis, a szkoda, ponieważ oba zespoły zasłużyły na równy podział punktów. Dla takich spotkań warto żyć. Kogo nie było, to niech żałuje. Było to wspaniałe widowisko, które rozkręciło się na początku trzeciej kwarty. Na hali pojawiła się wówczas liczna grupa kibiców z Wrocławia. Wtedy fani PGE Turowa nie chcieli być gorsi i zarówno na trybunach, jak i boisku rozpoczęły się prawdziwe derby. Kibice muszą zawsze pamiętać, że są częścią widowiska, jakim bezapelacyjnie jest mecz koszykówki.” STATYSTYKA-KLUCZ: 11 zbiórek więcej po stronie WKS-u, przy skuteczności z gry rywali na poziomie 35,1%. Warto zaznaczyć, że Śląsk aż 13 razy zebrał piłkę w ofensywie i zdobył 13 punktów drugiej szansy. PUNKT ZWROTNY: 16 zmian prowadzenia i 13 remisów przez prawie cały mecz utrudniało wybór kluczowego momentu. Aż wreszcie, 8 sekund przed końcem, po niecelnej trójce Jaramaza piłkę już z poziomu parkietu zebrał Hyży, pod drugi kosz akcję przeniósł Gibson i celnym rzutem dał wrocławianom prowadzenie 70:68. Rozgrywający Śląska swoim rzutem pogrzebał nadzieje Turowa, fot. Jacek Rydecki NA PLUS: Obrona WKS-u powinna była szczególnie uważać na centra Turowa, Damiana Kuliga. Do rywalizacji przystępował jako najlepszy strzelec zespołu i trzeci ligi. Średnio na mecz zdobywał dotąd w tym roku 16,4 pkt. Zawodnik listopada TBL jednak spotkania ze Śląskiem do udanych nie zaliczy. Zaczął wprawdzie od dwóch celnych rzutów z gry, ale potem nie trafił sześciu kolejnych. W końcówce rzutami osobistymi mógł doprowadzić do dogrywki, ale na punkt zamienił tylko jeden. DO POPRAWY: Oprócz Hyżego i wspomagającego go Malesevicia nie błysnęli podkoszowi Śląska. Cyfry nie kłamią, jest nad czym pracować. Sulima: 0/3 z gry, 4 faule; Gabiński: 1/5 z gry, przestrzelił cztery trójki, 5 fauli; Parzeński: 0/3 z gry; Thompson 1/4 z gry, żadnej zbiórki. Parzeńskiego i Gabińskiego wypada pochwalić za walkę na deskach. Obaj zaliczyli po 7 zbiórek. DOBRY RUCH: Śląsk Wrocław rzucał za trzy ze skutecznością 21,4%. Koszykarze starali się więc częściej wchodzić pod kosz, grać tyłem w trumnie (Hyży, Malesević) i być cały czas agresywni. Zdobyli spod kosza 32 punkty, czyli prawie połowę. Niespodziewanie byli lepsi od zgorzelczan i w tej kategorii (o 4 oczka). Przy problemach kadrowych Turowa (grało 9 zawodników, z czego Barone tylko 3 min, a Krestinin 7) trzeba pochwalić częstą rotację w składzie Milivoje Lazicia. Już w pierwszej kwarcie na placu gry zameldowało się dziesięciu zawodników. Wrocławianie byli przez to świeżsi, wytrzymywali tempo i mieli siłę na twardą walkę pod koszami. Zmiennicy rzucili 29 punktów. ZŁE ZACHOWANIE: Po trafionym osobistym Kuliga Śląsk prowadził jednym punktem na niespełna dwie sekundy przed końcem. Wtedy Hyży, wprowadzając piłkę do gry, nie zrozumiał się z Parzeńskim i wyrzucił ją w aut. Strata dała drugą szansę gospodarzom na wygranie meczu. USŁYSZANE II: „Liczyłem na to, że w ostatnich sekundach zostanie uznana akcja 2+1. Damian Kulig zasłużenie został MVP minionego miesiąca, jednak w dzisiejszym spotkaniu nie do końca pozwolono mu zaprezentować na parkiecie pełnie swoich możliwości.” – Miodrag Rajković, trener PGE Turowa Zgorzelec. WOKÓŁ PARKIETU: Do hali CSR przy ulicy Maratońskiej w Zgorzelcu przybyło 1162 widzów. Od początku drugiej połowy z trybun dopingowali Śląsk „Kosynierzy”. Fani Zgorzelca nie chcieli dać się przekrzyczeć. Derby rozgrywały się także wśród kibiców. PODSUMOWANIE: Koszykarze Śląska od pierwszego rzutu sędziowskiego walczyli jak równy z równym z wicemistrzem polski na ich terenie. Zacięta postawa, chęć udowodnienia wartości, zdecydowanie i determinacja. To wszystko doprowadziło do końcówki, w której o sukcesie przesądził Danny Gibson. Na pewno pomogła słabsza dyspozycja rzutowa Turowa. Ale to nie wynikało tylko z gorszego dnia. Śląsk twardo postawił się w obronie. Wygrał też walkę na tablicach, uniemożliwiając zgorzelczanom ponawianie akcji po niecelnych rzutach. Śląsk Wrocław udowodnił, że może wygrywać z teoretycznie lepszymi zespołami również na wyjeździe. To dobry prognostyk przed czteroma kolejnymi meczami w obcych halach. USŁYSZANE III: „Chcieliśmy wykorzystać to, że zgorzelczanie mają zdecydowanie ograniczoną rotację. Zagraliśmy na 300 procent swoich możliwości. Być może nie mamy takich umiejętności jak Turów, Stelmet, Anwil czy Trefl, ale jak widać ciężka praca podczas ostatnich miesięcy przynosi efekty.” – Mlivoje Lazić. KOLEJNE MECZE: Następny mecz w TBL Śląsk zagra z Treflem Sopot 14 grudnia na Pomorzu. Transmisja od 18.50 w internetowej telewizji Ipla. Sześć dni później ekipa Lazicia wybierze się do Koszalina na dwumecz z lokalnym AZS-em. Najpierw zagrają mecz ligowy, dzień później postarają się obronić pięciopunktową zaliczkę z pierwszego meczu pucharowego. Błażej Organisty

ZGORZELEC ZDOBYTY!

Na 1,7 sekundy przed ostatnią syreną rzut Danny’ego Gibsona zapewnił Śląskowi sensacyjną wygraną nad wicemistrzem Polski ze Zgorzelca 70:69! Dzięki tej wygranej wrocławianie awansowali na czwartą pozycję w tabeli. Na nieco ponad 2 minuty przed końcem meczu Śląsk przegrywał z Turowem czteroma punktami. Radosław Hyży trafił hakiem, po raz kolejny podrywając kolegów do wzmożonej walki. Skibniewski dorzucił 2 osobiste i był remis po 68. Turów próbował odpowiedzieć rzutami za 3, ale i Filip Dylewicz, i Nemanja Jaramaz pudłowali. Gospodarze mogą szczególnie żałować tej drugiej akcji. Mieli na nią całe posiadanie, ale ewidentnie się zagapili. Rzut Jaramaza był wymuszony, pod presją upływających, ostatnich dla zgorzelczan, 24 sekund. Rzut Danny'ego Gibsona przesądził o wygranej Śląska, fot. Jacek Rydecki Wtedy, gdy na zegarze pozostało nieco ponad 8 sekund, błyskawicznie do ataku przeszli goście. Danny Gibson rzucając spod linii końcowej, a sprzed nosa Damiana Kuliga zdobył 2 punkty, wyprowadzając Śląsk na prowadzenie 70:68. Na zegarze zostało dokładnie 1,7 sekund… Trener Turowa Miodrag Rajković zdecydował się poprosić o przerwę na żądanie. A właściwie to o dwie, dlatego, niczym w NBA, 2 sekundy w praktyce trwały kilka minut. Po wznowieniu gry gospodarze sprytnie zagrali na Damiana Kuliga, który faulowany przez Gabińskiego stanął na linii rzutów wolnych. Najlepszy gracz TBL w listopadzie nie udźwignął jednak presji wyniku i przestrzelił pierwszy rzut osobisty, drugi zamienił na jeden punkt. Gdy wydawało się, że jest po meczu, a Śląsk musi jedynie wprowadzić piłkę do gry, niespodziewanie PGE Turów miał jeszcze jedną szansę na oddanie zwycięskiego rzutu, bo w wyniku nieporozumienia pomiędzy wznawiającym grę Hyżym i Kikowskim piłka wybijana przez tego pierwszego wylądowała poza boiskiem. Ostatni rzut meczu oddał Jaramaz, ale i ta próba przeleciała nad obręczą. Śląsk walką i zaangażowaniem wydarł rywalom zwycięstwo! Sukces, jak zwykle, miał wielu ojców. Już pierwsza kwarta wskazywała, że cały mecz może toczyć się kosz za kosz. Zespoły obydwu serbskich trenerów zaczęły chaotycznie i nerwowo. Emocje udzieliły się nawet doświadczonemu Skibniewskiemu, który przestrzelił 2 dwutakty. Od początku na parkiecie rozgorzała zacięta walka. Szczególnie twardo było pod koszami. Po 6 minutach Turów miał już 5 przewinień, ale Śląsk nie potrafił zamienić tej sytuacji na rzuty osobiste. Od trzech koszy, wprowadzając się w zawody, rozpoczął center gospodarzy, Ivan Zigeranović, obsługiwany podaniami przez Łukasza Wiśniewskiego. Nie pozwalał również zapomnieć o sobie najlepszy strzelec PGE Damian Kulig. Milivoje Lazić był zmuszony do sporej rotacji w składzie. Posyłał w podkoszowy bój to Parzeńskiego w parze z Hyżym, to Thompsona wespół z Gabińskim. W pierwszej kwarcie grało aż 10 zawodników WKS-u. Dzięki wreszcie udanym akcjom Skibniewskiego i Kikowskiego Śląsk był w grze. Przegrał kwartę tylko dlatego, że Filip Dylewicz pod presją obrońcy trafił trójkę z lewego „zera” równo z końcową syreną. Radosław Hyży rozegrał najlepsze spotkanie w tym sezonie, fot. Jacek Rydecki Druga kwarta przyniosła pewne nowości w grze Śląska. Gibson próbował grać „pick and rolle” z Sulimą, inni często wchodzili pod kosz, a Hyży ustawiał się tyłem do kosza i starał się grać indywidualne akcje, które przynosiły skutek. Podobnie Malesević, który zdobył w zbliżony sposób 4 punkty. W ekipie Turowa przestał trafiać Kulig (w tej kwarcie 0/4 z gry). Gospodarze nie bardzo wiedzieli, kto może dostarczać im punkty. A gości do boju energią i determinacją zachęcał Hyży, który niczym niegdyś Dennis Rodman, rzucając się za linię boczną, uratował piłkę po niecelnym rzucie Skibniewskiego. Chciało by się powiedzieć: stara gwardia nie rdzewieje, bo z biegiem minut i rozgrywający WKS-u grał coraz lepiej. A Hyży tymczasem skończył połowę z dorobkiem 5 punktów (później dołożył jeszcze 6) i 4 zbiórek (skończył z 8.). 11 punktów drugiej szansy Śląska, świadczyło o wielkiej woli zwycięstwa. Turów jednak nie ustępował i do przerwy był remis 39:39. Kosz za kosz, punkt za punk, faul za faul. Tak toczył się mecz przez całą trzecią i czwartą kwartę aż po samą końcówkę. Wiele przepychanek pod koszami, sędziowie raz po raz gwizdali faule bez piłki. Problemy z przewinieniami mieli Johnson, Sulima i Thompson. Gabiński pudłował trójki. Śląsk miał pewne problemy, ale… na kłopoty Radosław Hyży. 2 punkty spod kosza, kolejne 2 z kontry. Wymusił też ofensywne przewinienie na Kuligu. Koszykarze Turowa mieli powody do niezadowolenia. Zaskoczeni postawą przeciwnika, nie trafiali otwartych pozycji (35,1% z gry) Doszły do tego kłopoty ze zbyt dużą liczbą indywidualnych przewinień. Nie pomogły też 2 trzypunktowe rzuty Kikowskiego, które dały Śląskowi czteropunktowe prowadzenie na koniec trzeciej kwarty. Amerykanie Turowa, Prince i Taylor grali w czwartej odsłonie z czteroma faulami, więc ciężar gry wziął na siebie Filip Dylewicz (11 punktów i 10 zbiórek). W ekipie z Wrocławia ożywił się Dominique Johnson. Cichym, aż do ostatnich sekund, bohaterem był Gibson. Skuteczny dotąd tylko w Orbicie, tym razem na wyjeździe rzucał prawie doskonale (6/7 z gry), zdobywając 16 punktów. W ostatnich minutach znów wkradły się nerwy. Kikowski niepilnowany nie trafił spod kosza, z drugiej strony Taylor przestrzelił treningowy rzut. Oba zespoły popełniły błędy 24 sekund. To Śląsk miał jednak pierwszoplanowego, głośnego bohatera, Radosława Hyżego. Jego energia i determinacja ciągnęły do walki cały zespół. Trafił hakiem, a zaraz potem wywalczył pod własnym koszem zbiórkę, drugi raz ofiarnie nurkując na parkiet. Wojownicy z Wrocławia od okupionego sporą ilością potu zwycięstwa rozpoczynają zatem serię wyjazdowych meczów. A w Zgorzelcu długo po spotkaniu przyjezdni z Wrocławia kibice skandowali tak dobrze znane im imię i nazwisko: Radosław Hyży! PGE Turów Zgorzelec – WKS Śląsk Wrocław 69:70 [28:25, 11:14, 15:19, 15:12] Punkty dla Śląska: Gibson 16 (1), Hyży 11, Skibniewski 10, Kikowski 9 (2), Malesević 8, Johnson 6, Mroczek-Truskowski 4, Thompson 4, Gabiński 2, Sulima, Parzeński Punkty dla Turowa: Wiśniewski 14 (1), Dylewicz 11 (1), Jaramaz 9 (1), Taylor 9 (1), Kulig 9 (1), Zigeranović 8, Prince 5, Barone 4, Krestinin Błażej Organisty

PRZED WYJAZDAMI – ŚLĄSK ZESPOŁEM WŁASNEJ HALI – MIT CZY FAKT?

Jutrzejszy mecz z Turowem będzie pierwszym spotkaniem Śląska z pięciomeczowej serii wyjazdowej. Tylko w grudniu zespół Milivoje Lazicia po derbowym starciu w Zgorzelcu zmierzy się jeszcze z Treflem Sopot, dwukrotnie z AZS-em Koszalin i z Anwilem Włocławek. Przyglądamy się bliżej domowej i wyjazdowej formie całego zespołu. Po dwupunktowym zwycięstwie (67:65) przeciwko Czarnym Słupsk w Hali Orbita, wydawało się, że Śląsk może być zespołem własnego parkietu. Na każdym meczu we Wrocławiu, również tym pucharowym z Koszalinem, wrocławskim koszykarzom pomaga gorąca atmosfera i doping. Pomagają także własne kosze i parkiet (choć zawodnicy ćwiczą przede wszystkim przy ulicy Mieszczańskiej 11, to przed meczem 2 lub 3 treningi przeprowadzane są w Orbicie). Zaczęli wprawdzie od porażki w meczu otwarcia z Anwilem, ale później przyszły zwycięstwa z Polpharmą, Słupskiem i Koszalinem. Serię domowych sukcesów Śląsk przeplatał wyjazdowymi porażkami w Kołobrzegu i Radomiu. Po powrocie na Dolny Śląsk WKS przegrał z aktualnym mistrzem polski, Stelmetem, a ostatnio pokonał Asseco, rozstrzeliwując gdynian celnymi rzutami z dystansu. Kevin Thompson lepiej gra na wyjazdach, a Danny Gibson w Orbicie, fot. Norbert Bohdziul Bilans we własnej hali (włączając mecz pucharowy): 4-2. Na wyjeździe jest gorzej, bo stosunek wygranych do przegranych jest ujemny: 1-2, a przed Śląskiem grudniowe mecze głównie z zespołami wyżej notowanymi w tabeli. Z najbliższych przeciwników tylko AZS Koszalin jest w zestawieniu Tauron Basket Ligi niżej niż ekipa Lazicia. Statystyczne porównanie meczów domowych i wyjazdowych zaburza fakt, że nasi zawodnicy grali 2 razy częściej w Orbicie niż na wyjazdach. Mimo że wrocławianie wygrali na obcym terenie w tym roku tylko raz, z przedostatnim w tabeli Tarnobrzegiem, to w ogólnych statystykach widać, że na wyjeździe grają skuteczniej w ataku, ale zdecydowanie gorzej w obronie. Dlatego twierdzenie, że Śląsk jest drużyną własnej hali to na razie bardziej mit niż fakt. Dlaczego? Ponieważ w Orbicie WKS wygrał z trzema drużynami, które raczej nie będą liczyć się o najwyższe pozycje (Polpharma, Koszalin i Gdynia) oraz, po emocjonującej końcówce, ze słabiej dysponowanymi wtedy Czarnymi (choć trzeba oddać Śląskowi, że to było bardzo budujące zwycięstwo). Halę Orbita zdobyli natomiast pretendenci do walki o mistrzostwo – Stelmet i czwarty obecnie zespół ligi – Anwil. Na wyjeździe wrocławianie zdobywają średnio na mecz o ponad 3 punkty więcej niż w domu (75 -78,3), rzucają skuteczniej z gry (42,2%-46,7%), lepiej za 3 (37,7%-40%), notują wyższą celność rzutów osobistych (74,7%-77,1%). Najlepszy strzelec Śląska, Paweł Kikowski, również jest efektywniejszy w obcych halach, gdzie zdobywa średnio o 2,3 oczka więcej niż w Orbicie (12,7-15). Na wyjeździe lepiej zbiera Thomson – lider WKS-u w tym względzie (zalicza tam o ponad 3 zbiórki więcej niż w spotkaniach we Wrocławiu). Mecze u siebie Śląsk wygrywa obroną. Przeciwnicy w Orbicie zdobywają prawie 10 punktów mniej niż we własnych halach. Rywale gorzej też rzucają z gry: 50,5% w domu i 42,2% we Wrocławiu. Największa różnica jest w przechwytach i asystach przeciwników. W pierwszej kategorii Śląsk jest lepszy u siebie niż na wyjeździe średnio o blisko 8 zabranych piłek. Defensywa wrocławian pozwala natomiast oponentom rozdać w Orbicie tylko nieco ponad 10 asyst, o 7 mniej niż na obcym terenie. Zbliżone wartości są natomiast w asystach Śląska (14 dom-13,7 wyjazd), zbiórkach (34,2-33) i zbiórkach przeciwników (31-29,7). Widać, że WKS jest mocny na tablicach, skoro i u siebie, i grając na parkietach przeciwników średnio w meczu zdobywa większą liczbę desek. Ostatnią statystyką są bloki Śląska Wrocław: średnio 2,5 u siebie i 1,3 na wyjeździe. Taką obronę najlepiej spakować w torbę i zademonstrować ją już w pierwszym wyjazdowym meczu w przygranicznym Zgorzelcu. Na grę Nikoli Malesevicia hala nie ma żadnego wpływu, fot. Norbert Bohdziul Kosze Hali Orbita to przyjaciele najskuteczniej rzucającego z gry Danny’ego Gibsona. 57%, grając we Wrocławiu przy 42,2% w meczach na wyjeździe. Różnica prawie 15. punktów procentowych. Może być tak, że wyniki kolejnych meczów Śląska będą zależały właśnie od dyspozycji rzutowej Amerykanina. Najlepszy asystent, Skibniewski, notuje średnio 4,2 asysty u siebie i 4 na wyjeździe, więc jest dość równie grającym rozgrywającym niezależnie od hali. Lepiej w Orbicie niż poza nią prezentują się liderzy w kategorii przechwytów i bloków. Tu w Śląsku dominują odpowiednio Dominique Johnson i Jakub Parzeński. Amerykanin zalicza średnio o 0,8 przechwytu więcej w domu, a młody Polak o taką samą wartość jest skuteczniejszy w blokach na mecz, kiedy przeszkadza rywalom pod wrocławskimi koszami. Przed trudnymi i ważnymi meczami wyjazdowymi z 3., 4. 5. i 9. zespołem ligi, paradoksalnie, patrząc na statystyki, kibice Śląska powinni być optymistami. Nie skrajnymi, ponieważ 3 zespoły są wyżej w tabeli niż zajmujący 7. pozycję Śląsk i można przewidywać, że nie wszystkie z nich pozwolą koszykarzom WKS-u rzucić prawie 80 punktów. O to, aby z podróży po Polsce wrócić z tarczą, nie na niej, trzeba będzie powalczyć obroną, twardą grą bez kompleksów, wolą walki i zdecydowaniem. Z pewnością wypadałoby też bardziej niż dotychczas szanować własne posiadania. Jeżeli Śląsk, jak w pierwszych trzech meczach wyjazdowych, będzie w Zgorzelcu, Sopocie czy Włocławku tracił średnio piłkę 16 razy (w Orbicie o blisko 3 straty mniej), o satysfakcjonujące wyniki może być niezwykle trudno. Przed wrocławianami seria wyjazdów, które mogą pokazać, jakim zespołem jest WKS i o co w tym sezonie będzie tak naprawdę walczył. Błażej Organisty

Tabela

WKS Tabela