- Szczegóły
-
Opublikowano: poniedziałek, 09, grudzień 2013 08:03
Tym razem rzucamy okiem na minimalne, wyjazdowe zwycięstwo Śląska Wrocław nad wicemistrzem Polski – Turowem Zgorzelec. Szale wyniku wahały się do ostatnich sekund. Ostatecznie WKS wygrał 70:69. Oto fakty, wypowiedzi i klucze spotkania.
FAKTY: Śląsk przerwał serię pięciu zwycięstw Turowa. Doskonale otworzył też cykl pięciu kolejnych wyjazdowych meczów – pierwszy teren już zdobyty. Zgorzelec przystępował do spotkana jako najlepsza drużyna w lidze pod względem asyst na mecz (19,6). Śląsk pozwolił tylko na 12. Przewodzili też w statystyce celności rzutów za 2 punkty (61%). Przeciwko wrocławianom nie trafiali jednak już tak często (39,5%).
Środowy pojedynek był również rywalizacją przedstawicieli serbskiej myśli szkoleniowej. Zarówno MilivojeLazić, jak i Miodrag Rajković – trener Turowa – pochodzą z Belgradu. Łączy ich także Wrocław. To w stolicy Dolnego Śląska obaj zaczynali karierę trenerską w Polsce.
ZAWODNICY: Koszykarskiego Oscara za rolę pierwszoplanową powinien dostać Radosław Hyży. Rozegrał bezapelacyjnie najlepsze zawody w sezonie, zdobywając 11 punktów (5/9 z gry) i 8 zbiórek. Nie to jednak było najważniejsze. Hyży przelewał w kolegów energię, zdeterminowaną postawą dawał impuls do walki. Rzucał się na boisko, wyrywał zbiórki, kilkakrotnie grał 1 na 1 tyłem do kosza. Jego iście profesorski półhak z końcówki spotkania na 66:68 dla PGE poderwał WKS do ostatniej pogoni za zwycięstwem.
Radosław Hyży miał w Zgorzelcu wyborny humor, fot. Jacek Rydecki
Statuetkę za rolę drugoplanową wręczyć należy Danny’emu Gibsonowi, najlepszemu strzelcowi meczu – 16 punktów (6/7 z gry), a dodatkowo 4 asysty i 3 przechwyty. A może bardziej za efekty specjalne? Bo to przecież jego rzut na 1,7 sekundy przed końcem derbów Dolnego Śląska rozstrzygną mecz. Za walkę i ogromną motywację do rywalizacji z teoretycznie lepszym przeciwnikiem na wyróżnienie zasługują wszyscy koszykarze Lazicia. Pokazali w przygranicznym mieście serca wojowników.
Nie można ukrywać, że zawodnicy PGE zagrali poniżej oczekiwań i poziomu, który prezentowali w poprzednich meczach. Przeciwko Śląskowi najlepszy był Filip Dylewicz. 11 punktów i 10 zbiórek dają double-double. W pierwszej kwarcie efektywnie współpracowali center, Ivan Zigeranović i rozgrywający, Łukasz Wiśniewski. Pierwszy z nich rzucił 8 punktów i zebrał 5 piłek, drugi skończył z 14 oczkami i był tym samym najskuteczniejszym graczem czarno-zielonych. Na szczęście dla Śląska ich dwójkowe zagrania przynosiły efekt tylko na początku meczu.
USŁYSZANE: „Moje serce było nieco rozdarte – zwierzył się po meczu Hyży, który – podobnie jak Robert Skibniewski i Michał Gabiński – reprezentował w przeszłości barwy Turowa. – Nie mogliśmy się jednak umówić przed meczem na remis, a szkoda, ponieważ oba zespoły zasłużyły na równy podział punktów. Dla takich spotkań warto żyć. Kogo nie było, to niech żałuje. Było to wspaniałe widowisko, które rozkręciło się na początku trzeciej kwarty. Na hali pojawiła się wówczas liczna grupa kibiców z Wrocławia. Wtedy fani PGE Turowa nie chcieli być gorsi i zarówno na trybunach, jak i boisku rozpoczęły się prawdziwe derby. Kibice muszą zawsze pamiętać, że są częścią widowiska, jakim bezapelacyjnie jest mecz koszykówki.”
STATYSTYKA-KLUCZ: 11 zbiórek więcej po stronie WKS-u, przy skuteczności z gry rywali na poziomie 35,1%. Warto zaznaczyć, że Śląsk aż 13 razy zebrał piłkę w ofensywie i zdobył 13 punktów drugiej szansy.
PUNKT ZWROTNY: 16 zmian prowadzenia i 13 remisów przez prawie cały mecz utrudniało wybór kluczowego momentu. Aż wreszcie, 8 sekund przed końcem, po niecelnej trójce Jaramaza piłkę już z poziomu parkietu zebrał Hyży, pod drugi kosz akcję przeniósł Gibson i celnym rzutem dał wrocławianom prowadzenie 70:68.
Rozgrywający Śląska swoim rzutem pogrzebał nadzieje Turowa, fot. Jacek Rydecki
NA PLUS: Obrona WKS-u powinna była szczególnie uważać na centra Turowa, Damiana Kuliga. Do rywalizacji przystępował jako najlepszy strzelec zespołu i trzeci ligi. Średnio na mecz zdobywał dotąd w tym roku 16,4 pkt. Zawodnik listopada TBL jednak spotkania ze Śląskiem do udanych nie zaliczy. Zaczął wprawdzie od dwóch celnych rzutów z gry, ale potem nie trafił sześciu kolejnych. W końcówce rzutami osobistymi mógł doprowadzić do dogrywki, ale na punkt zamienił tylko jeden.
DO POPRAWY: Oprócz Hyżego i wspomagającego go Malesevicia nie błysnęli podkoszowi Śląska. Cyfry nie kłamią, jest nad czym pracować. Sulima: 0/3 z gry, 4 faule; Gabiński: 1/5 z gry, przestrzelił cztery trójki, 5 fauli; Parzeński: 0/3 z gry; Thompson 1/4 z gry, żadnej zbiórki. Parzeńskiego i Gabińskiego wypada pochwalić za walkę na deskach. Obaj zaliczyli po 7 zbiórek.
DOBRY RUCH: Śląsk Wrocław rzucał za trzy ze skutecznością 21,4%. Koszykarze starali się więc częściej wchodzić pod kosz, grać tyłem w trumnie (Hyży, Malesević) i być cały czas agresywni. Zdobyli spod kosza 32 punkty, czyli prawie połowę. Niespodziewanie byli lepsi od zgorzelczan i w tej kategorii (o 4 oczka). Przy problemach kadrowych Turowa (grało 9 zawodników, z czego Barone tylko 3 min, a Krestinin 7) trzeba pochwalić częstą rotację w składzie Milivoje Lazicia. Już w pierwszej kwarcie na placu gry zameldowało się dziesięciu zawodników. Wrocławianie byli przez to świeżsi, wytrzymywali tempo i mieli siłę na twardą walkę pod koszami. Zmiennicy rzucili 29 punktów.
ZŁE ZACHOWANIE: Po trafionym osobistym Kuliga Śląsk prowadził jednym punktem na niespełna dwie sekundy przed końcem. Wtedy Hyży, wprowadzając piłkę do gry, nie zrozumiał się z Parzeńskim i wyrzucił ją w aut. Strata dała drugą szansę gospodarzom na wygranie meczu.
USŁYSZANE II: „Liczyłem na to, że w ostatnich sekundach zostanie uznana akcja 2+1. Damian Kulig zasłużenie został MVP minionego miesiąca, jednak w dzisiejszym spotkaniu nie do końca pozwolono mu zaprezentować na parkiecie pełnie swoich możliwości.” – Miodrag Rajković, trener PGE Turowa Zgorzelec.
WOKÓŁ PARKIETU: Do hali CSR przy ulicy Maratońskiej w Zgorzelcu przybyło 1162 widzów. Od początku drugiej połowy z trybun dopingowali Śląsk „Kosynierzy”. Fani Zgorzelca nie chcieli dać się przekrzyczeć. Derby rozgrywały się także wśród kibiców.
PODSUMOWANIE: Koszykarze Śląska od pierwszego rzutu sędziowskiego walczyli jak równy z równym z wicemistrzem polski na ich terenie. Zacięta postawa, chęć udowodnienia wartości, zdecydowanie i determinacja. To wszystko doprowadziło do końcówki, w której o sukcesie przesądził Danny Gibson. Na pewno pomogła słabsza dyspozycja rzutowa Turowa. Ale to nie wynikało tylko z gorszego dnia. Śląsk twardo postawił się w obronie. Wygrał też walkę na tablicach, uniemożliwiając zgorzelczanom ponawianie akcji po niecelnych rzutach. Śląsk Wrocław udowodnił, że może wygrywać z teoretycznie lepszymi zespołami również na wyjeździe. To dobry prognostyk przed czteroma kolejnymi meczami w obcych halach.
USŁYSZANE III: „Chcieliśmy wykorzystać to, że zgorzelczanie mają zdecydowanie ograniczoną rotację. Zagraliśmy na 300 procent swoich możliwości. Być może nie mamy takich umiejętności jak Turów, Stelmet, Anwil czy Trefl, ale jak widać ciężka praca podczas ostatnich miesięcy przynosi efekty.” – Mlivoje Lazić.
KOLEJNE MECZE: Następny mecz w TBL Śląsk zagra z Treflem Sopot 14 grudnia na Pomorzu. Transmisja od 18.50 w internetowej telewizji Ipla. Sześć dni później ekipa Lazicia wybierze się do Koszalina na dwumecz z lokalnym AZS-em. Najpierw zagrają mecz ligowy, dzień później postarają się obronić pięciopunktową zaliczkę z pierwszego meczu pucharowego.
Błażej Organisty