„ŚLĄSK MUSI ZROBIĆ SWOJE.” JUŻ JUTRO MECZ W GDYNI

21 lutego o 19.00 w Gdynia Arena Śląsk zmierzy się z Asseco. Jest to kluczowe starcie w bezpośredniej walce o szóste miejsce ligowej tabeli. Na pewno nie będzie łatwo, ale Wrocław już raz udowodnił koszykarską wyższość nad Gdynią. Ostatnie wyjazdowe spotkanie WKS-u w inauguracyjnej części sezonu zobaczycie na pkl.pl. Przed rozpoczęciem pierwszego etapu tegorocznych rozgrywek TBL cel był jasny – czołowa szóstka. I kiedy wydawało się, że Śląsk wyzwaniu podoła, trzy ligowe porażki z rzędu postawiły go pod ścianą. Obecnie wrocławianie zajmują ósme miejsce w tabeli, tuż za piątkowym rywalem – Asseco Gdynią – i Rosą Radom, która wygrała o dwa mecze więcej. Wydaje się więc, że aby dogonić radomian w kończących tę część czterech kolejkach, trzeba wygrać wszystkie pozostałe spotkania. Takiego zdania jest Tomasz Jankowski, asystent Jerzego Chudeusza. W rozmowie ze Sportgame podkreśla ponadto, że trzeba też liczyć na słabsze wyniki drużyn, które bezpośrednio ze sobą walczą o pierwszą szóstkę. Dlatego mecz z Asseco jest jak na razie najważniejszy w sezonie (Rosa zagra w Zgorzelcu). Może okazać się także, że każdy następny będzie jeszcze istotniejszy. Bo, jak przyznaje drugi trener Śląska, nie wszystko zależy od jego zespołu, ale Śląsk musi zrobić swoje. A w Gdyni łatwo nie będzie, bo gospodarze wyjdą na parkiet zdeterminowani: – Asseco przegrało dość wyraźnie ostatni mecz w Radomiu, więc będą podminowani tą sytuacją. Będą chcieli zmazać ten mecz, a najłatwiej zrobić to u siebie. Z drugiej strony, żeby wygrać na wyjeździe, trzeba grać rozsądnie i dobrze w obronie, bo to są klucze do zwycięstw i na tym musimy się skupić – poucza Jankowski. Pewne jest to, że któraś z drużyn przerwie serię porażek w TBL. Śląsk nie wygrał od trzech potyczek, ale w międzyczasie pokonał mocniejszych przeciwników, zdobywając we Wrocławiu Puchar Polski. Asseco nie odniosło zwycięstwa od dwóch kolejek, ale w ostatnich sześciu ma bilans 4-2. Piątkowy pojedynek to być albo nie być dla obu ekip, z których żadna nie może pozwolić sobie na kolejne niepowodzenie. W ostatniej kolejce Wrocław był bliski sprawienia niespodzianki w Zielonej Górze, ale ostatecznie przegrał po dogrywce ze Stelmetem. Po raz kolejny najlepszym zawodnikiem drużyny był Danny Gibson (14 pkt., 5 ast, 6 zb.). Gdynia natomiast okazała się słabsza od Rosy, przegrywając w Radomiu 59:72. W ekipie z Pomorza wyróżnił się, drugi w sezonie strzelec zespołu, Fiodor Dmitriew, który zdobył 21 punktów. To jednak nie na nim, a głównie na A. J. Waltonie opiera się gra drużyny prowadzonej przez Davida Dedka. Dynamiczny rozgrywający jest liderem Gdyni w trzech kategoriach: punktów (14,1), asyst (6,0 – drugi w lidze) i przechwytów (2,8 – najlepiej w TBL). Widać więc, że słabą stroną gdynian jest niezbilansowany atak, oparty na często indywidualnej grze jednego zawodnika. 59 punktów rzuconych Rosie to też nie przypadek, bo Asseco legitymuje się drugim od końca atakiem spośród wszystkich drużyn. Jeżeli więc Śląsk, za radą Jankowskiego, zagra mądrze i skutecznie w obronie, może liczyć na zwycięstwo i przedłużenie szans na pierwszą szóstkę. W pierwszym meczu trójkolorowi pokonali we Wrocławiu drużynę z Pomorza ośmioma punktami, głownie za sprawą dwunastu trafionych trójek (Gibson 5/6, Kikowski 4/4). Wrocławskiej obronie najwięcej kłopotów sprawili wtedy Dmitriew, Walton i Łukasz Seweryn. A jest jeszcze najlepiej zbierający Asseco, Piotr Szczotka. Ostatnia wymieniona dwójka to nominalni niscy skrzydłowi, dlatego pierwsza piątka Śląska może potrzebować efektywnego, w obronie i w ataku, występu Nikoli Malesevicia, który niestety jest ostatnio pod formą. W żadnym z ostatnich trzech meczów, włączając Puchar Polski, nie zanotował dwucyfrowej zdobyczy punktowej, do czego niewątpliwie jest zdolny i co przydałoby się, nie tylko w nadchodzącym starciu, ale też i w następnych bardzo ważnych spotkaniach w Orbicie. Błażej Organisty

Do szczęścia zabrakło 1,2 sekundy

Koszykarze Śląska mieli szansę na sensacyjną wygraną w Zielonej Górze, lecz rzut Paula Millera na 1,2 sekundy przed końcową syreną nie wpadł do kosza i spotkanie musiało zostać przedłużone o dogrywkę. W niej osłabieni w całym meczu brakiem kontuzjowanego Roberta Skibniewskiego „Trójkolorowi” nie mieli już nic do powiedzenie ulegając w niej Stelmetowi 3:15 i ostatecznie po 45 minutach 69:81. Wrocławska ekipa na 30 sekund przed zakończeniem regulaminowego czasu gry przegrywała jeszcze 64:66, a w dodatku była w obronie. Prosty błąd kroków popełnił wtedy wówczas Vlado Dragicević i Śląsk mógł grac do końca i próbować przeprowadzić akcję na zwycięstwo – na zegarze zostało boweim 20 sekund. Zespół Jerzego Chudeusza nie zdecydował się jednak tak długo rozgrywac swojej akcji, a do tego nie próbował nawet rzucać za 3 punkty – świetną akcję trójkową wykończyłspod kosza Paull Miller i Śląsk doprowadził do remisu 66:66. To nie jednak nie byl koniec emocji, gdyż Stelmet wciąż pozostawał w grze, gdyż ciągle miał 10 sekund do końcowej syreny. Rzut Łukasza Koszarka zza linii 6,75m zatrzymał się między tablicą a obręczą a straszła przy stoliku sedziowskim wskazywała, że piłkę przejmuje Śląsk! Na zegarze ciągle pozostałowało 1,2 sekundy do końca spotkania. Piłkę z linii bocznej wybijał Adrian Mroczek-Truskowski, którego celem było podanie w tempo do otrzymującego zasłonę Paula Miller znajdujacego się w polu trzech sekund. Kapitan Wojskowych przegapił jednak moment idealnego podania i gdy w końcu skierował piłkę do amerykańskiego środkowego wrocławian, ten stał już na linii 5 metrów, w dodatku tyłem do kosza – wiadomo było zatem, że jego rzut nie może być celny. Czekała nas dogrywka. W niej rozjuszony Stelmet nie miał sobie równych. Rozpoczął od dwóch celnych rzutów z gry, szybko objął 8-miopunktowe prowadzenie, którego nie oddał nawet na chwilę. Wrocławianei grali już zresztą resztkami sił, podczas gdy gospodarze coraz to bardziej się nakręcali. Szybkie kontry, odważne rzuty i doping miejscowych kibiców okazały się dla Śląska w dogrywce zaporą nie do przejścia. Śląsk cały mecz grał zresztą falami. Po fatalnej pierwszej kwarcie kiedy to przegrywał już nawet 10:21 wydawało się, że bez kontuzjowanego Roberta Skibniewskiego, z muszącym grać bez chwili wytchnienia Dannym Gibsonem Śląsk nie postawi się aktualnym mistrzom kraju. Nic bardziej błędnego, albowiem to właśnie nasz zespół przejął inicjatywę w drugiej ćwiartce. Seria punktowa naszego zespołu 9:0 pozwoliła wyrównać stać spotkania, co dało nam nawet minimalną przewagę po pierwszej połowie. Najbardziej istotan okazała się trzecia kwarta, w której to w hali CRS w Zielonej Górze działy się rzeczy niesłychane. Śląsk w 25. minucie meczu prowadził już 46:38, by w dwie minuty całkowicie roztrwonić zbudowaną przewagę. Stelmet zaczął grać bardzo agresywnie w obronie wiele ryzykując czekając na obwodzie na przechwyty. Brak doświadczenia naszych obwodowych, a także fizyczne wycieńczenie powodowały straty za stratą i efektowne kotrny w wykonaniu gospodarzy. Dwie akcje 2+1 najpierw Zamojskiego potem Dragicevicia, i w mgnieniu oka to Stelmet prowadził już 57:48 zaliczając serię 19:2! W czwartej kwarcie akbitnie i ofiarnie grającym wrocławian ponownie udało się „wrócić” do tego meczu, lecz na trzeci pokaz koszykarskiego heroizmu zdobywców Pucharu Polski stać już niestety nie było. Stelmet Zielona Góra – WKS Śląsk Wrocław 81:69 [21:12, 13:23, 23:14, 9:17, d:15:3] Punkty dla Stelmetu: Zamojski 16 (1), Dragicević 14, Brackins 12 (1), Cel 7 (1), Chanas 7 (1), Koszarek 7 (1), Hrycaniuk 6, Sroka 6, Casnauskis 3 (1), Eyenga 3 (1) Punkty dla Śląska: Gibson 14 (2), Johnson 10, Miller 10, Gabiński 9 (1), Kikowski 7 (1), Malesević 5, Mroczek-Truskowski 5 (1), Parzeński 4, Hyży 3, Sulima 2

CZY ŚLĄSK POBIJE MISTRZA? W SOBOTĘ MECZ ZE STELMETEM

Gdy pucharowe emocje już opadły, czas na ligową rzeczywistość. Śląsk zaczyna mieć nóż na gardle, a przed nim zadanie najtrudniejsze. 15 lutego, w XVIII kolejce TBL zdobywcy Pucharu Polski z Wrocławia zmierzą się w Zielonej Górze z mistrzem kraju – Stelmetem. Początek meczu o 16.45, płatna transmisja na plk.pl. Organizatorzy początkowo zaplanowali start sobotniego spotkania na godzinę 18.00, ale na prośbę widzów, którzy chcą śledzić konkurs na dużej skoczni w Soczi, koszykarską rywalizację przenieśli na 16.45. Kibice będą mogli obejrzeć bezpośredni przekaz z Zielonej Góry na oficjalnej stronie PLK. Do wygranej w Zielonej Górze potrzebna będzie skuteczna gra Dominique'a Johnsona, fot. Norbert Bohdziul Do końca sezonu pozostało 5 kolejek. Śląsk, myśląc o pierwszej szóstce tabeli, musi wyjść zwycięsko z większości z nich. Najpierw naprzeciwko stanie lider tabeli, reprezentant Polski w krajowych pucharach, aktualny mistrz – Stelmet. Zespół z Zielonej Góry jest bezapelacyjnie faworytem sobotniego starcia, ale Śląskowi to na rękę. WKS udowodnił w weekend, że znakomicie radzi sobie z teoretycznie lepszymi przeciwnikami, grając o dużą stawkę i pod presją. Niesieni pucharowym sukcesem, zmotywowani i pełni wiary w swoje możliwości mogą sprawić niespodziankę. Trudność zadania jest jednak ogromna. W tym sezonie jeszcze żaden zespół TBL nie potrafił pokonać mistrza w jego hali. Zielonogórzanie są niezwyciężeni w lidze od pięciu spotkań. Zalety najbliższego przeciwnika Śląska docenia Michał Gabiński, MVP finału IMBC: - Jest to drużyna bardzo, bardzo dobrze przygotowany fizycznie – to przede wszystkich wyróżnia ich od pozostałych. Mają niesamowity potencjał, są znakomicie przygotowani motorycznie – świetnie biegają, skaczą. Czeka nas niewiarygodnie trudne zadanie. Już od wtorku przygotowujemy się do meczu w Zielonej Górze. Ale pamiętajmy, że nawet, zajmujący jedną z ostatnich pozycji w tabeli, Tarnobrzeg nie tak dawno potrafił wygrać z najlepszym zespołem w Polsce. Co więcej, koszykarze Mihailo Uvalina raz po raz przegrywają mecze w rozgrywkach europejskich, co może ich dekoncentrować, męczyć i fizycznie, i psychicznie. Najpierw nie poradzili sobie w Eurolidze, a ostatnia porażka w Kazaniu wykluczyła ich z dalszej rywalizacji w Eurocupie. Czy zawodnicy Stelmetu odczuwają skutki napiętego terminarzu? - Na pewno trochę tak. I to nie tylko fizycznie, ale też mentalnie. Pamiętajmy jednak, że najważniejsza część sezonu dopiero przed nami i nie możemy teraz myśleć o tym zmęczeniu – odpowiada Łukasz Koszarek na oficjalnej stronie klubu. "Skiba" jest ostatnio w dobrej formie, czy przeciwstawi się Koszarkowi, fot. Norbert Bohdziul To właśnie Koszarek jest w ostatnim czasie ostoją Zielonej Góry. Świetnie zagrał z Anwilem (13 pkt., 8 ast.), jest najlepiej podającym koszykarzem w lidze. Danny Gibson będzie miał nie lada wyzwanie w obronie, może dlatego oszczędza siły. Amerykanin nie wziął udziału w ostatnich treningach Śląska z powodu bólu stopy. Jerzy Chudeusz informuje, że nieźle poobijany jest także Robert Skibniewski. W ekipie przeciwników do zdrowia wrócili za to najlepszy strzelec Przemysław Zamojski, a także jego zmiennik Kamil Chanas. Zagrali w Kazaniu, więc prawdopodobnie zobaczymy ich w sobotnim meczu z WKS-em. O sile lidera Śląsk przekonał się w Orbicie, gdzie w pierwszym meczu obu drużyn wyraźnie lepsi byli goście, wygrywając 82:74. Wtedy świetnie zagrał były zawodnik NBA Christian Eyenga (20 pkt., 6 zb., 3 blk.). W ekipie gospodarzy wyróżnił się Paweł Kikowski, który był najlepszym strzelcem wieczoru (22 pkt.). - Nie trafialiśmy łatwych rzutów, ja sam spudłowałem 3 razy spod kosza. Brakowało nam konsekwencji i w ataku i w obronie, gdzie zostawialiśmy strzelców na wolnych pozycjach – tak Krzysztof Sulima komentował na gorąco pierwsze spotkanie. Jest szansa, że w sobotę otwarte pozycje będą zamienianie na punkty – oby ręka Gabińskiego wciąż była gorąca. Może to wyciągnąć wysokich graczy Stelmetu spod kosza i zostawić więcej miejsca do gry Paulowi Millerowi, którego jeszcze nie było w kadrze zespołu podczas pierwszego starcia. Zwycięstwo w Centrum Sportowo-Rekreacyjnym w Zielonej Górze jest niewątpliwie zadaniem niezwykle trudnym, ale też nie niemożliwym. Hej, Śląsk! Błażej Organisty

Po Pucharze, przed mistrzem – wywiad z Michałem Gabińskim

Co nasz MVP finału Intermarche Basket Cup sądzi o najbliższym przeciwniku – Stelmecie – jaka była przyczyna triumfu Śląska w Pucharze Polski, czy ostatni sukces pucharowy nie przesłoni złej sytuacji w lidze? O tym, a także o „magii Śląska”, rozmawiamy z Michałem Gabińskim, bohaterem ostatniego weekendu. W wielkim stylu zdobyliście Puchar Polski – czy ten sukces pomoże wam, zmobilizuje, na dalszą część sezonu, czy może zdekoncentrować przed kolejnymi meczami ligowymi? Chcielibyśmy, żeby nam to pomogło. Na pewno zaskoczeniem było to, ze udało nam się wygrać z zespołami wyżej notowanymi od siebie. Pomogli nam kibice, pomógł atut własnego parkietu. Wydaje mi się, że im szybciej zapomnimy o tym co się działo w weekend, mimo że był to naprawdę fajny czas, tym lepiej. W ten sposób trzeba do tego podchodzić, bo wiadomo, że sezon się jeszcze nie skończył, mamy wiele meczów przed sobą. Naprawdę warto wykorzystać ten potencjał, który w nas drzemie i po prostu grać i wygrywać z najlepszymi. Wiemy, że nasza sytuacja w lidze nie jest łatwa, ale miejmy nadzieję, że uda nam się poprawić naszą grę i będzie coraz lepiej. "Gabi" wie, że starcie ze Stelmetem będzie bardzo ciężkie, fot. Norbert Bohdziul Co zmieniło się w grze Śląska, że z drużyny, która w lidze więcej meczów jednak przegrała niż wygrała, byliście w stanie pokonać czołowe ekipy w kraju? Przede wszystkim wielka mobilizacja, dużo serca zostawionego na parkiecie. Może zadziałała ta magia Śląska Wrocław, że Śląsk od zawsze grał najlepiej w meczach o tytuły, o puchary, w meczach o stawkę. Wygraliście z 5. w tabeli Anwilem, potem z 3. Turowem, teraz przyszedł czas na lidera – Stelmet. Uważasz, że zielonogórzanie są zdecydowanie najlepsi z tych 3 zespołów? Co ich wyróżnia na tle całej ligi? Uważam, że ten mecz we Wrocławiu, który graliśmy z nimi w pierwszej rundzie, był dobry w naszym wykonaniu, ale mimo to, nie udało się pokonać Stelmetu. Jest to zespół bardzo, bardzo dobrze przygotowany fizycznie – to przede wszystkich wyróżnia ich od pozostałych drużyn. Mają niesamowity potencjał, są znakomicie przygotowani motorycznie – świetnie biegają, skaczą. Zielonogórzanie są też ograni na europejskich arenach. Grają w Eurocupie, grali w Eurolidze, to wielki zespół. Czeka nas na pewno niewiarygodnie trudne zadanie. Już od wtorku przygotowujemy się do meczu w Zielonej Górze. Stelmet dokonał w tym sezonie nie lada sztuki – wygrał ze Śląskiem w Orbicie. Mówiłeś, że pamiętacie tamtą porażkę, a macie już pomysł i plan na mecz rewanżowy? Zawodnicy trenują, plan układa dwójka naszych trenerów, a my będziemy odpowiedzialni za realizację ich założeń. Myślę, że niedługo poznamy pomysł trenerów jak wygrać ze Stelmetem. Puchar Polski i 7. miejsce w lidze, czy brak pucharu i miejsce w górnej „szóstce” Co byś wybrał? Ja chyba jestem zachłanny bo chciałbym zagrać w pierwszej szóstce i zdobyć Puchar Polski. Innego wyboru sobie nie wyobrażam. Rozmawiał Jędrzej Rybak

RZUT OKA PO MECZU: WYGRAŁ PRAWDZIWY ZESPÓŁ

Gra kosz za kosz, niesamowite emocje, nerwy i walka o każdą piłkę. Następnie szampan, okrzyki radości, śpiew i niekończąca się radość. Tak pokrótce można streścić Finał IMBC. Po dramatycznym spotkaniu Śląsk Wrocław pokonał Turów Zgorzelec 90:87 zdobywając po raz 14. Puchar Polski. "Gabi" po kolejnej celnej trojce, fot. Norbert Bohdziul FAKTY: Śląsk Wrocław wygrał Intermarché Basket Cup 2014! Stabilna forma w dwóch spotkaniach pozwoliła wygrać w półfinale z Anwilem Włocławek 82:69, w finale natomiast po zaciętym spotkaniu wygraliśmy z PGE Turowem Zgorzelec 90:87. Jest to 14-sty zdobyty Puchar Polski w historii Śląska Wrocław, pierwszy od 2005 roku. MVP finału został Michał Gabiński ZAWODNICY: Najlepszym strzelcem Śląska był – MVP – Michał Gabiński, autor 21-oczek. „Gabi” spędził na parkiecie prawie 30 minut, grając na skuteczności 63,6 % (7/11 z gry) zanotował również 6 zbiórek. Po 14 punktów na swoim koncie mieli również szalejący Robert Skibniewski (60% z gry, 3/5) i Paul Miller (66,7%, 6/9 z gry). W drużynie gości nie zawiedli liderzy: J.P Prince (20 pkt. 6zb.), Filip Dylewicz (19 pkt. 6 zb.), Łukasz Wiśniewski (15 pkt.) i wszechstronny Damian Kulig (14 pkt. 6as. i 12 zbiórek). USŁYSZANE: – Wydaje mi się, że to spotkanie było chyba najlepszym w mojej całej dotychczasowej karierze. Cieszę się, że stało się to we Wrocławiu. Naprawdę nie było łatwe, to wielka rzecz – mówił po spotkaniu Michał Gabiński. STATYSTYKA-KLUCZ: Przede wszystkim skuteczne rzuty: Śląsk 49,2% (30/61 z gry), PGE Turów 43,8% (28/64 z gry). PUNKT ZWROTNY: Trójki w czwartej kwarcie: Johnsona, Gabińskiego i jeszcze raz Gabińskiego – z faulem – dały 8-punktową przewagę „Trójkolorowym” . Turów znów ruszył do gonitwy, trafiali Dylewicz, Wiśniewski i Prince. Na ponad minutę przed końcem goście przegrywali już tylko jednym oczkiem. W przeciwieństwie do przegranego spotkania z Rosą, wrocławianie nie dali sobie jednak wyrwać zwycięstwa. Arcyważne trafienie za 2 Gibsona i jego celne osobiste, znów gwarantowały horror w końcówce. Na nasze szczęście niecelny rzut za 3 oddał Mike Taylor. Piłkę zebrał nasz MVP, który bardzo pewnie wykonał 2 osobiste. Śląsk od początku spotkania nie oddał gościom prowadzenia i sprawił ogromną sensacje zdobywając Puchar Polski. USŁYSZANE II: – Bardzo cieszy mnie to, że zagraliśmy 2 mecze 1 po drugim na niezłym poziomie (…)Były bardzo dobre momenty gry w ataku i tak jak zawsze powtarzam, z dobrego ataku wynika dobra defensywa – komentował po spotkaniu Jerzy Chudeusz. NA PLUS: Cała drużyna zagrała jak monolit. Mocna koncentracja i obrona od początku spotkania sprawiały, ze zespół grał spokojnie i kontrolował sytuacje w dwumeczu. Suli zaliczył w finale 9 punktów i 9 zbiórek, fot. Norbert Bohdziul DO POPRAWY: Jak mawia wrocławski szkoleniowiec „Zwycięzców się nie sądzi” . Nikt z kibiców Śląska na pewno by się nie obraził, gdyby wszystkie mecze do końca sezonu wyglądały w naszym wykonaniu tak jak turniej Final Four w hali Orbita. DOBRY RUCH: Robert Skibniewski, Krzysztof Sulima i bohater turnieju – Michał Gabiński – udowodnili, ze nie są w Śląsku przez przypadek i mogą pomóc kolegom z drużyny zarówno w ataku jak i w obronie. Razem trójka naszych zawodników, tylko w meczu finałowym zdobyła 44 punkty. ZŁE ZACHOWANIE: Nieudany finał Nikoli Malesevicia. Jako jedyny zawodnik w ekipie „Wojskowych” nie zdobył żadnego punktu. Spędził na parkiecie blisko 5 minut, oddał 2 niecelne rzuty i zaliczył 1przechwyt. WOKÓŁ PARKIETU: Miodrag Rajković bardzo ekspresyjny serbski szkoleniowiec Turowa wymachiwał rękoma, wrzeszczał na swoich zawodników uderzając raz za razem z dużym impetem w stojący obok niego baner. Jego ciągłe pretensje i lamenty w kierunku sędziów spowodowały faul techniczny dla Turowa w niezwykle ważnym momencie. Trener z nienajlepszej strony pokazał się również na pomeczowej konferencji prasowej, gdzie mimo próśb prowadzącego z przekorą nie odpowiadał na pytania dziennikarzy do mikrofonu pytając co rusz: „A kim ty w ogóle jesteś?!” USŁYSZANE III: – Przegraliśmy i gratulujemy Śląskowi zdobycia Pucharu Polski. Na nasze niewielkie usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że w tym sezonie rozegraliśmy już wiele spotkań i byliśmy dzisiaj trochę zmęczeni. Trudno wygrać mecz, kiedy na początku rywal odskakuje na 10 punktów. Później jest loteria, raz wyjdzie raz nie. Dzisiaj nie wyszło – podsumował Rajković. PODSUMOWANIE: Śląsk w całym Final Four sprawił niespodziankę pokonując teoretycznie mocniejsze od siebie drużyny. Zespół pokazał charakter i chemię, która jak widać utworzyła się w drużynie. Każdy zawodnik wychodzący z ławki rezerwowych na parkiet jest w stanie odmienić losy spotkania i pomóc kolegom w odniesieniu zwycięstwa. Cieszy fakt, iż każdy gracz w drużynie dostał szansę na grę i co najważniejsze myśl trenerska oraz doświadczonego trenerów Chudeusza i Jankowskiego przynosi wymierne efekty. Wielki mecz i wielkie zwycięstwo Śląsk zawdzięcza zespołowej grze, skutecznej ofensywie i celnym rzutom w kluczowych momentach. KOLEJNE MECZE: Następne spotkanie o ligową szóstkę już w najbliższą sobotę w Zielonej Górze. Stelmet zaliczył ostatnio wpadkę przegrywając swój mecz pucharowy ze Stabillem Jezioro Tarnobrzeg o wejście do finałowego turnieju we Wrocławiu. Mistrz Polski w spotkaniu ze Śląskiem będzie chciał wymazać z pamięci kibiców ostatnią niechlubną klęskę i zapewne wyjdzie na to spotkanie mocno zmotywowany. Śląsk zrobił z kolei więcej, niż ktokolwiek by się tego po nich spodziewał. A grając na luzie – jak w ostatni weekend – może wygrać z każdym, co przecież już udowodnił. Marcin Poręba

Puchar jest nasz!

Śląsk Wrocław z 14. Pucharem Polski w historii! Po emocjonującym finale, gospodarze Final Four Intermarche Basket Cup pokonali Turów Zgorzelec 90:87. MVP finału został Michał Gabiński, zdobywca 21 punktów. Radość po zdobycia Pucharu Polski, fot. Norbert Bohdziul Finałowy mecz Śląsk rozpoczął podobnie jak półfinał z Anwilem – agresywnie i skutecznie w ataku. Pod koszami brylował Miller, który zdobył 10 punktów, a do tego trafił nawet za 3 punkty. Do dobrej ofensywy Śląsk dołożył też twardą obronę – Turów często miał problem z oddaniem rzutu w czasie 24 sekund. W drugiej kwarcie za swoją słaba postawę w meczu z Anwilem, postanowił odpokutować Skibniewski. Zdobył 10 punktów i świetnie kierował grą drużyny. Zastępował w rozegraniu, słabszego w pierwszej połowie, Gibsona. W tej ćwiartce dobrze grali wysocy Śląska – po 20 minutach Gabiński miał na swoim koncie 10 oczek, a Sulima zaledwie jedno mniej. WKS prowadził do przerwy różnicą dziesięciu punktów. Niespodzianka w finale wydawała się być coraz bardziej realna. Kolejne minuty przyniosły jednak słabszą grę gospodarzy. Ekipa ze Zgorzelca goniła wynik cały mecz i wydawało się, że w III ćwiartce „złapią” Śląsk. Efektownymi wsadami popisywał się Kulig, niezwykle aktywni byli również Amerykanie z Turowa – Taylor oraz Prince. Wojskowi nie dali się dogonić. Punktować zaczął Gibson, tempa nie zwalniał Gabiński i przewaga, choć topniejąca, utrzymywała się. Ostatnie minuty zapowiadały wielkie emocje. Mecz ciągle pozostawał nierozstrzygnięty. IV kwarta zaczęła się dla wrocławian pozytywnie. Najpierw za 2 trafił „Skiba”, a chwilę później wybuch złości szkoleniowca gości, Miodraga Rajkovicia dał Skibniewskiemu kolejną szansę na punkty – sędziowie odgwizdali faul techniczny dla ławki Turowa. Nasz rozgrywający nie pomylił się z linii rzutów wolnych, dzięki czemu przewaga jeszcze raz urosła do kliku punktów. Michał Gabiński odbiera nagrodę MVP, fot. Norbert Bohdziul Turów znów ruszył do gonitwy, trafiali Wiśniewski i Dylewicz, ciągle groźny był Prince (20 punktów w meczu), ale żaden nie był w stanie dokonać tego, co nasz MVP – Michał Gabiński. Popularny „Gabi” najpierw rzucił bardzo ważną trójkę, by chwilę później… rzucić jeszcze ważniejszą trójkę! I to z faulem! Akcja 3+1 silnego skrzydłowego pozwoliła odskoczyć na 8 punktów. Twardzi gracze ze Zgorzelca nie odpuszczali. W końcówce znów ważną rolę odgrywały rzuty wolne. Skutecznie wykonywał je Gibson, potem Gabiński i, mimo prostego błędu jakiego dopuścił się Śląsk (przekroczenie 8 sekund na wyprowadzenie piłki z własnej połowy czy strata Gibsona na 10 sekund przed końcem meczu), zgorzelczanom nie udało się doprowadzić choćby do dogrywki. WKS utrzymał prowadzenie, zwyciężając 90:87. - To było chyba moje najlepsze spotkanie w karierze. Cieszę się, że odbudowujący się Śląsk odniósł taki sukces, przy moim udziale. Szacunek dla trenera Chudeusza, on mobilizuje nas do ciężkiej pracy i są rezultaty. Mamy nadzieję, że ten puchar będzie bodźcem dla rozwoju koszykówki we Wrocławiu – skomentował Michał Gabiński, niespodziewanie, ale całkowicie zasłużenie uznany MVP. Śląsk Wrocław - zdobywca Pucharu Polski 2014, fot. Norbert Bohdziul Wielki mecz i wielkie zwycięstwo Śląsk zawdzięcza zespołowej grze, skutecznej ofensywie i celnym rzutom w kluczowych momentach. Jeśli taką grę wrocławianie będą prezentować w lidze, to czołowa szóstka, mimo trudnego terminarza, nie jest wcale nierealna. O lidze przyjdzie jednak czas pomyśleć (najbliższy mecz 15 lutego w Zielonej Górze ze Stelmetem), na razie należy się cieszyć, bo, cytując za trenerem Chudeuszem: Puchar jest nasz! Jędrzej Rybak WKS Śląsk Wrocław – PGE Turów Zgorzelec 90:87 (25:14, 26:27, 16:24, 23:22) Punkty dla Śląska: Gabiński 21 (4), Skibniewski 14 (2), Miller 14 (1), Gibson 11, Kikowski 11 (1), Sulima 9, Johnson 5 (1), Parzeński 2, Hyży 2, Mroczek-Truskowski 1, Nikola Malesevic 0; Punkty dla PGE Turowa: Prince 20, Dylewicz 19 (3), Wiśniewski 15 (2), Kulig 14 (1), T. Taylor 10 (1), Stelmach 6 (2), M. Taylor 3, Zigenarovic, Karolak

Tabela

WKS Tabela