- Szczegóły
-
Opublikowano: niedziela, 16, luty 2014 11:37
Koszykarze Śląska mieli szansę na sensacyjną wygraną w Zielonej Górze, lecz rzut Paula Millera na 1,2 sekundy przed końcową syreną nie wpadł do kosza i spotkanie musiało zostać przedłużone o dogrywkę. W niej osłabieni w całym meczu brakiem kontuzjowanego Roberta Skibniewskiego „Trójkolorowi” nie mieli już nic do powiedzenie ulegając w niej Stelmetowi 3:15 i ostatecznie po 45 minutach 69:81.
Wrocławska ekipa na 30 sekund przed zakończeniem regulaminowego czasu gry przegrywała jeszcze 64:66, a w dodatku była w obronie. Prosty błąd kroków popełnił wtedy wówczas Vlado Dragicević i Śląsk mógł grac do końca i próbować przeprowadzić akcję na zwycięstwo – na zegarze zostało boweim 20 sekund. Zespół Jerzego Chudeusza nie zdecydował się jednak tak długo rozgrywac swojej akcji, a do tego nie próbował nawet rzucać za 3 punkty – świetną akcję trójkową wykończyłspod kosza Paull Miller i Śląsk doprowadził do remisu 66:66.
To nie jednak nie byl koniec emocji, gdyż Stelmet wciąż pozostawał w grze, gdyż ciągle miał 10 sekund do końcowej syreny. Rzut Łukasza Koszarka zza linii 6,75m zatrzymał się między tablicą a obręczą a straszła przy stoliku sedziowskim wskazywała, że piłkę przejmuje Śląsk! Na zegarze ciągle pozostałowało 1,2 sekundy do końca spotkania.
Piłkę z linii bocznej wybijał Adrian Mroczek-Truskowski, którego celem było podanie w tempo do otrzymującego zasłonę Paula Miller znajdujacego się w polu trzech sekund. Kapitan Wojskowych przegapił jednak moment idealnego podania i gdy w końcu skierował piłkę do amerykańskiego środkowego wrocławian, ten stał już na linii 5 metrów, w dodatku tyłem do kosza – wiadomo było zatem, że jego rzut nie może być celny. Czekała nas dogrywka.
W niej rozjuszony Stelmet nie miał sobie równych. Rozpoczął od dwóch celnych rzutów z gry, szybko objął 8-miopunktowe prowadzenie, którego nie oddał nawet na chwilę. Wrocławianei grali już zresztą resztkami sił, podczas gdy gospodarze coraz to bardziej się nakręcali. Szybkie kontry, odważne rzuty i doping miejscowych kibiców okazały się dla Śląska w dogrywce zaporą nie do przejścia.
Śląsk cały mecz grał zresztą falami. Po fatalnej pierwszej kwarcie kiedy to przegrywał już nawet 10:21 wydawało się, że bez kontuzjowanego Roberta Skibniewskiego, z muszącym grać bez chwili wytchnienia Dannym Gibsonem Śląsk nie postawi się aktualnym mistrzom kraju. Nic bardziej błędnego, albowiem to właśnie nasz zespół przejął inicjatywę w drugiej ćwiartce. Seria punktowa naszego zespołu 9:0 pozwoliła wyrównać stać spotkania, co dało nam nawet minimalną przewagę po pierwszej połowie.
Najbardziej istotan okazała się trzecia kwarta, w której to w hali CRS w Zielonej Górze działy się rzeczy niesłychane. Śląsk w 25. minucie meczu prowadził już 46:38, by w dwie minuty całkowicie roztrwonić zbudowaną przewagę. Stelmet zaczął grać bardzo agresywnie w obronie wiele ryzykując czekając na obwodzie na przechwyty. Brak doświadczenia naszych obwodowych, a także fizyczne wycieńczenie powodowały straty za stratą i efektowne kotrny w wykonaniu gospodarzy. Dwie akcje 2+1 najpierw Zamojskiego potem Dragicevicia, i w mgnieniu oka to Stelmet prowadził już 57:48 zaliczając serię 19:2!
W czwartej kwarcie akbitnie i ofiarnie grającym wrocławian ponownie udało się „wrócić” do tego meczu, lecz na trzeci pokaz koszykarskiego heroizmu zdobywców Pucharu Polski stać już niestety nie było.
Stelmet Zielona Góra – WKS Śląsk Wrocław 81:69 [21:12, 13:23, 23:14, 9:17, d:15:3]
Punkty dla Stelmetu: Zamojski 16 (1), Dragicević 14, Brackins 12 (1), Cel 7 (1), Chanas 7 (1), Koszarek 7 (1), Hrycaniuk 6, Sroka 6, Casnauskis 3 (1), Eyenga 3 (1)
Punkty dla Śląska: Gibson 14 (2), Johnson 10, Miller 10, Gabiński 9 (1), Kikowski 7 (1), Malesević 5, Mroczek-Truskowski 5 (1), Parzeński 4, Hyży 3, Sulima 2