- Szczegóły
-
Opublikowano: sobota, 01, marzec 2014 11:43
Spokojny, rozsądny, otwarty na zawodników, choć wzorem był dla niego Admirał. Przedstawiamy pierwszą część wywiadu z trenerem Śląska Jerzym Chudeuszem. Rozmowa, która pozwoli bliżej poznać 55-letniego wrocławianina, uwielbiającego pomieszkiwać w namiocie.
Jeżeli mielibyśmy pokusić się o autoportret trenera Jerzego Chudeusza, to jakby wyglądał?
Wow, no to teraz mnie pan zaskoczył. Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że zawsze starałem się być trenerem wyrozumiałym, być bliżej zawodników, który nie jest typem… jakby to powiedzieć… bulteriera – człowieka i trenera, który chce trzymać zespół w maksymalnej, wojskowej dyscyplinie. To nigdy nie była moja dewiza. Zawsze uważałem, że ważny jest kontakt z zawodnikami i motywowanie ich, staranie wydobywania z nich najlepszych cech. Traktuję ich jak profesjonalistów. Skoro grają w koszykówkę, muszą kochać tę grę i robią to nie tylko dlatego, że jest to środek do życia, ale także sprawia im to przyjemność.
W trenerskiej karierze prowadził Pan wiele klubów. Który okres wspomina Pan najlepiej?
Tych klubów rzeczywiście było bardzo wiele i trudno mi wybrać, bo każdy z nich miał swoją własną specyfikę. Zawsze będę jednak powtarzał, że Śląsk jest klubem, który mnie ukształtował. Kiedyś jeszcze jako zawodnika – może z nie za długą karierą – później jako trenera. W Śląsku zdobywałem swoje szczyty. W mojej karierze było wiele przyjemnych chwil. Praca na Słowacji była bardzo fajna. Praca w Kołobrzegu, Przemyślu była przyjemnym okresem w moim życiu. Tak naprawdę z większości klubów odchodziłem z dobrymi wrażeniami. Bardzo miło wspominam też pierwszy klub poza Śląskiem, czyli Zieloną Górę.
Jerzy Chuduesz - jaki jest prywatnie, fot. Norbert Bohdziul
Jaki jest największy trenerski sukces Jerzego Chudeusza?
Czy ja wiem? Na przestrzeni tych dwudziestu kilku lat były różne etapy. Oczywiście, jako pierwszy trener początkowe sukcesy to miałem na pewno ze Śląskiem: trzecie miejsce w lidze, 3 albo 4 Puchary Polski, ćwierćfinał Pucharu Europy. Myślę, że sporym sukcesem był awans z Inowrocławiem do ekstraklasy. Kiedy przychodziłem do zespołu zajmowaliśmy chyba siódme miejsce. Myślę, że uratowanie Przemyśla, co było dość znane. W tamtych czasach, jeszcze w ekstralidze, skazywany był na pożarcie, a skończyliśmy tuż za playoffami. Nie mam jakichś spektakularnych osiągnięć. Jest kilka medali, ale to jako drugi trener, we współpracy z Panem trenerem Konieckim.
Skąd czerpie się inspiracje do prowadzenia treningów?
Ileś lat doświadczeń, ileś kontaktów z różnymi trenerami. Każdy w jakiś sposób buduje własną filozofię koszykówki. Inspiracją jest zespół, który się prowadzi. Co dwie głowy, to nie jedna i zawsze warto wykorzystywać i poznawać inne spojrzenia na koszykówkę, która jest oczywiście jedna, ale każdy trener inaczej na nią patrzy.
Jakiś wzór szkoleniowca? Od kogo uczył się Pan trenerskiego rzemiosła?
Jak kończyłem uczelnię, w tamtym czasie trener Andrzej Kuchar był ważną postacią w polskiej koszykówce. Był promotorem moich egzaminów trenerskich, pracy magisterskiej. To był ważny człowiek. Z Polskich trenerów na pewno jeszcze Arek Koniecki, który wywarł na mnie olbrzymie wręcz piętno, chociaż jesteśmy innymi typami trenerów. To byli moi profesorowie.
Byłem na wielu szkoleniach, jeździłem w dawnych czasach na konferencje trenerskie na zachód za własne, zarobione pieniądze i tam starałem się dokształcać i zdobywać co się dało. Miałem też okazję słuchać wykładów Ettore Messiny. Myślę, że to była postać bliska mojej filozofii.
Na jakie rzeczy podczas treningu zwraca Pan szczególną uwagę?
Przede wszystkim zawodnicy powinni być zaangażowani, skoncentrowani. Jestem zawsze na nich otwarty, jak to się mówi. Traktuję ich poważnie, uważam, że to oni przede wszystkim kreują zespół. Jasne, trener ma też swoje zadanie, ale nigdy nie stawiałem się przed zespołem.
Atak to najlepsza obrona, czy obrona to najlepszy atak?
To zależy, jaka jest konstrukcja zespołu, bo nie zawsze ma się na to wpływ. Trzeba zobaczyć, jak zespół wygląda i wtedy szukać, obserwować, co jest możliwe do zrobienia. Poznać cechy zawodników. Są zespoły, które są bardziej nastawione na ofensywę, inne są ukierunkowane na defensywę. Tu trzeba być bardzo elastycznym.
Defensywę łatwiej wpoić zawodnikom, którzy są dobrze dobrani charakterologicznie. Którzy mają charakter, bo żeby bronić, trzeba dużo energii, zaangażowania i serca. Oczywiście, przygotowanie motoryczne i te inne sprawy są istotne. Można powiedzieć, że obronę łatwiej uzyskać, ukształtować niż ofensywę, bo do ataku muszą być zawodnicy, którzy są utalentowani w tym kierunku. Zatem to wszystko zależy od tego, jak jest złożony zespół.
A co ceni się najbardziej u zawodników? To są właśnie umiejętności defensywne?
Tu trzeba wrócić znowu do podstaw. Koszykówka polega na zdobywaniu punktów i robieniu wszystkiego, żeby przeciwnik zdobył ich jak najmniej. To zbilansowana gra. Tego przymiotnika używa się często, gdy mowa o ataku. Musi być gra do środka i na zewnątrz, muszą być zagrożenia i w polu trzech sekund, i na obwodzie. I tak samo jest z defensywą. Zawsze znajdzie się w drużynie zawodnik, który jest słabszym obrońcą i wtedy trzeba szukać odpowiednich systemów, dzięki którym można go schować, że tak powiem po zawodowemu. I to jest istota całej tej gry.
Jerzy Chudeusz choć spokojny, potrafi zareagować impulsywnie, fot. Agencja Gazeta
Ma Pan ulubioną drużynę, grającą w NBA lub którejś z europejskich lig?
NBA? Kiedyś jak najbardziej. Za czasów dawniejszych było to San Antonio Spurs. Oczywiście Chicago Bulls z tych najlepszych okresów, ale ich to chyba uwielbiali wszyscy. Teraz, powiem panu szczerze, NBA oglądam, interesuję się, ale dopiero od playoffów, bo sezon zasadniczy to nie za bardzo. W Europie Euroliga jest fantastycznym polem, które trzeba oglądać i obserwować, szukać nowych trendów, ale tu nie mam jednego ulubionego zespołu.
Ulubiony koszykarz w historii to…
Uhu, jest ich naprawdę wielu, wielu, bardzo wielu.
Może 3 przykłady?
To może tak trochę z różnych sfer. Z tego wielkiego basketu, enbiejowskiego, no to David Robinson był dla mnie graczem, który w tamtych czasach był niezwykle poważnym zawodowcem, który mi imponował i był dla mnie wzorcem. To na pewno. Wśród europejskich graczy? Naprawdę było ich wielu, ale żeby to było świeższe dzisiejszym czasom, to podam przykłady zawodników, którzy kreują grę. Może nie będę w tym oryginalny, ale myślę tu o graczach, takich jak Dimitris Diamantidis, Juan Carlos Navarro. To są koszykarze ze szczytów, którzy na swoich pozycji wyróżniają się. Gracze obwodowi kreują podkoszowych i za to ich cenię.
Wiemy już, jakim jest Pan trenerem. A jakim człowiekiem jest Jerzy Chudeusz na co dzień?
Nie…no co mam panu powiedzieć? Spokojnym, rozsądnym, który stara się ważyć wszystkie sprawy. Nigdy nie podejmuję decyzji ad hoc. Myślę, że w skrócie można mnie tak opisać.
Co robi Pan w przerwach od koszykówki? Jakie są sposoby spędzania wolnego czasu?
Wiele lat spędziłem w różnych miastach, w różnych klubach. Ostatnio jak sobie liczyliśmy z małżonką wyszło, że 10 lat mnie w domu nie było, a to szmat czasu. Teraz trzeba odnaleźć te stracone lata. Także dom, rodzina to rzeczy najistotniejsze. Oczywiście, dawniej w każdej wolnej chwili staraliśmy się z rodziną podróżować, coś zobaczyć. Nie było tego aż tak bardzo wiele, ale były to najprzyjemniejsze chwile.
Dokąd wyjeżdżacie na wakacje?
Dawno temu bardzo lubiliśmy jeździć na Półwysep Helski. Bardzo dużo używaliśmy turystyki namiotowo-przyczepowej. Trochę pływałem na windsurfingu w Zatoce Puckiej. To było wymarzone miejsce, zresztą dalej jest. Zimą wyjeżdżaliśmy rzadziej, ale zdarzały się wypady na narty. To jednak zawsze są aktywne wakacje. Jak jest to południe Europy, wtedy jakieś zwiedzanie. Nie lubię za to spędzać biernie wolnego czasu, bez ruchu.
Południe Europy? Lubi Pan tamtejszą kuchnię?
Zdecydowanie uwielbiam makarony, lasagne, kuchnię śródziemnomorską. (Rozlega się szczekanie.) Ojej, bo to mój pies zaszalał trochę…
Jakiego ma Pan psa?
A, ze schroniska, wilczurowaty, podobno owczarek belgijski, ale tak nie do końca.
Jak się wabi?
Fadosław, tak go córka nazwała.
Gdyby miał Pan wybrać wymarzone miasto do pracy, to które?
Nie, no to zawsze Wrocław, poza dyskusją. Zdecydowanie Wrocław.
Dlaczego? Jakie miejsca najbardziej lubi Pan we Wrocławiu?
Nie będę tu znów wielce oryginalną osobą. Myślę, że każdy wrocławianin ma to w sobie – jest to Rynek naszego Starego Miasta. Zawsze jak wpadałem do domu na jakiś czas, starałem się z żoną wybrać na starówkę, żeby poczuć klimat Wrocławia. To, że moje rodzinne miasto, gdzie się urodziłem, jest piękne to oczywiste. Ale ten klimat otwartego miasta, które każdego przyjmie jest niepowtarzalny. Każdy jest w stanie poczuć się w nim dobrze. Wrocław jest miastem przyjaznym dla ludzi, dlatego tu się tak przyjemnie żyje.
Rozmawiał Błażej Organisty
- Szczegóły
-
Opublikowano: piątek, 28, luty 2014 11:42
W niedzielę o godzinie 16:30 w Gliwicach koszykarze Śląska rozegrają mecz sparingowy przeciwko II-ligowemu GTK Fluor Gliwice. Rozgrywki Tauron Basket Ligi powracają bowiem dopiero 8 marca, kiedy to Śląsk podejmie u siebie Trefl Sopot.
Wrocławianie zdecydowali się skorzystać z zaproszenia wystosowanego przez GTK Gliwice kilka miesięcy temu ze względu na przerwę w kalendarzu Tauron Basket Ligi. Ligowe rozgrywki pauzują, gdyż 2 marca w Pardubicach rozegrany zostanie Mecz Gwiazd TBL oraz czeskiej ligi Mattoni, na który żaden z naszych zawodników nie otrzymał powołania.
Mecz sparingowy Śląska z GTK będzie w Gliwicach zwieńczeniem całodniowej imprezy zorganizowanej przez tamtejszy klub oraz władze miasta, z okazji otwarcia nowej koszykarskiej hali.
Najbliższy mecz Śląska o ligowe punkty zostanie rozegrany 8 marca o godzinie 19:00 w Hali Orbita. Przeciwnikiem WKS-u będzie wicelider TBL Trefl Sopot.
Bilety do nabycia w siedzibie Klubu oraz na kupbilet.pl
- Szczegóły
-
Opublikowano: piątek, 28, luty 2014 11:41
Zakażenie bakteryjne lewej stopy od kilku dni uniemożliwia Dominique’owi Johnsonowi wspólne treningi z zespołem. Absencja zawodnika, który nie trenuje od ostatniego spotkania Śląska w Gdyni, przedłuży się najprawdopodobniej do końca tego tygodnia.
Przez uraz swojego rzucającego obrońcy Śląsk nie ma zbyt wielu zawodników na treningach. Oprócz Johnsona nie trenuje również Danny Gibson, który w poniedziałek przeszedł zabieg rekonstrukcji zerwanego ścięgna Achillesa, i dla którego sezon już się skończył, przerwę ma również Michał Gabiński, któremu odnowiło się zapalenie Achillesa.
Z ekipą Jerzego Chudeusza od początku tygodnia trenują zatem zawodnicy II-ligowego Exact Śląsk Wrocław – Artur Wnętrzak oraz Jakub Nizioł.
Przypomnijmy, że najbliższe ligowe starcie wrocławskich koszykarzy już 8 marca w Hali Orbita. Przeciwnikiem Śląska będzie wicelider tabeli Trefl Sopot. Mecz o godzinie 19:00.
- Szczegóły
-
Opublikowano: środa, 26, luty 2014 11:41
Usłyszałem, że trzeba coś zrobić, żeby zespół zaczął wygrywać. Oczywiście to nie jest prosta sytuacja, żeby w ciągu kilku dni dokonać takich zmian, aby drużyna od razu zaczęła grać lepiej. – Tak wypowiadał się Jerzy Chudeusz w grudniowej Gazecie Wrocławskiej, kiedy przejmował zespół po Milivoje Laziciu. Minęło niezbyt udanych osiem kolejek i owocny w sukces finałowy turniej Pucharu Polski. Raz lepiej, raz gorzej, ale w dobrym kierunku.
Marzenia i cele
Śląsk miał zacząć wygrywać, tymczasem szanse na pierwszą szóstkę pozostały już tylko matematyczne. W kończących pierwszy etap sezonu kolejkach WKS musiałby pokonać wszystkich trzech przeciwników i liczyć na 3 porażki Rosy Radom. A jest jeszcze Asseco Gdynia, która w tabeli rozdziela oba zespoły. Na domiar złego, trzeba będzie wykorzystać przewagę własnego parkietu w spotkaniach z Turowem, Treflem i AZS-em, aby pilnować miejsca ósmego – ostatniego kwalifikującego do fazy play-off. Bo po ostatnich porażkach po piętkach wrocławian depcze Koszalin, który jeszcze dziś zrówna się ze Śląskiem punktami, ponieważ rozegra zaległe spotkanie ze Stelmetem. Na szczęście terminarz akademików na ostatnie mecze wydaje się być bardziej wymagający niż ten Trójkolorowych.
Parzyk dostaje za trenera Chudeusza więcej szans, fot. Norbert Bohdziul
Górna połowa tabeli to już marzenie, realny cel to pierwsza ósemka. Milivoje Lazić odchodził z klubu z dorobkiem pięciu ligowych zwycięstw i sześciu porażek. Pod wodzą Serba Śląsk lepiej grał w domu (3-1), gorzej na wyjeździe (2-5). Jeżeli chodzi o liczby, po zmianie trenera lepiej nie jest. Jerzy Chudeusz w TBL też jest na minusie – 3 zwycięstwa i 5 przegranych, choć pamiętać należy, że w Słupsku Śląsk stracił Paula Millera, a w Gdyni Danny’ego Gibsona – absolutnych liderów, bez których gra zespołu po prostu się nie klei – trener Lazić miał do dyspozycji ZAWSZE WSZYSTKICH.
Chudeusz tak jak Lazić – efektywniej w Orbicie (2-1), mniej skutecznie w obcych halach (1-4). Polak jednak broni się pucharowym sukcesem (nie byle jakim sukcesem), którego mało kto się spodziewał. W pojedynkach z Anwilem i Turowem jego zespół nie był faworytem, ale i tak potrafił pokonać wyżej notowanych rywali w świetnym stylu i sięgnąć po 14. w historii klubu Puchar Polski.
Sukcesy i niepowodzenia
Gdyby wybierać największe ligowe osiągnięcie Lazicia, byłoby to wyjazdowe zwycięstwo w Zgorzelcu, które rzutem w samej końcówce zapewnił Danny Gibson. Ale były też wielkie wpadki, jak na przykład wyjazdowe porażki w Kołobrzegu, gdzie nie przegrał prawie nikt inny z liczących się klubów TBL (13. punktami) i w Radomiu (18. oczkami). Nierówna gra i zakłócenia komunikacji na linii trener – zawodnicy po jedenastu kolejkach zmusiły władze klubu do rozstania się z serbskim szkoleniowcem.
Włodarze zdecydowali się na powrót do Jerzego Chudeusza, który zespół doskonale zna, i z którym rok wcześniej wywalczył awans do ekstraklasy. Minęło 8 ligowych meczów, z których Śląsk zwycięsko wychodził 3 razy. I warto nadmienić, że te wygrane padły serią, ale z zespołami z trzech ostatnich pozycji w tabeli. Teraz dopiero zaczynają się prawdziwe schody, spotkania z drużynami, które są wyżej od nas w tabeli – przestrzegał szkoleniowiec przed starciem z Czarnymi. I miał rację. Choć szczęścia ani trochę…
Schody okazały się za strome i teraz zespół ma inną serię – czterech porażek z rzędu. Szczególnie dotkliwe była ta ostatnia – przekreślające Śląskowi drogę do górnej szóstki. Wrocław jechał po zwycięstwo, a okazało się, że w obliczu twardych, fizycznych warunków postawionych przez gospodarzy i kontuzji Danny’ego Gibsona, Asseco to zespół za mocny. Szkoda meczu w Gdyni, szkoda niewykorzystanej szansy w Zielonej Górze (porażka dopiero po dogrywce), jeszcze bardziej szkoda spotkania przeciwko Rosie (porażka po dwóch dogrywkach!). Odrobinę szczęścia, a byłby zatem i Puchar i „górna szóstka”. A tak, podobnie jak za Lazicia – znowu w kratkę…
Chudeusz poprawił jednak obronę, i to zdecydowanie. Koszykarze tracą ponad 8 punktów na mecz mniej od czasu, gdy na ławce przestał siedzieć Lazić (70 do 78 – zliczając wyniki meczów bez dogrywek). W ataku jest trochę słabiej, ale tylko o 1 punkt na mecz. Bilans zdobywanych do traconych punktów Serb miał ujemny (-2), a Polak dodatni, choć bardzo bliski zera (0,38). Zmiana zatem zdecydowanie na plus.
Na "Skibie" ciąży teraz podwójna odpowiedzialność, fot. Norbert Bohdziul
Koncepcja Chudeusza
Koszykówka jest prostą grą – trzeba zdobywać punkty i sprawić, by przeciwnik rzucił ich mniej – zauważał trener. – Potrzebne nam są zwycięstwa, ale nie możemy robić rewolucji – mówił.
Przewrotu w grze Śląska nie ma, bo być nie mogło, ale kilka rzeczy się zmieniło. Nowy szkoleniowiec zaproponował koncepcję prostej koszykówki, mniej skomplikowane taktycznie akcje, proste rozwiązania zamiast kręcenia ruchów bez potrzeby. Do tego kontrę, a jak nie wyjdzie to szybkie przeniesienie piłki do ataku pozycyjnego, a tam… niestety Danny Gibson. Niestety, bo lider Śląska nie miał w ostatnich meczach zbyt dużego wsparcia ze strony kolegów. Puchar Polski to co innego – tam na fali entuzjazmu, prestiżowych meczów z czołówką ligi każdy z graczy Śląska zagrał rewelacyjnie – niemal każdy wspiął się na swój maksymalny poziom.
Niestety do końca sezonu Jerzy Chudeusz będzie musiał poradzić sobie bez swojego lidera. Kto go zastąpi? Robert Skibniewski w tym sezonie udowodnił, że doskonale radzi sobie – ale w roli drugiego rozgrywającego. Niezbyt korzystnie prezentuje się natomiast jako pierwsza jedynka, co udowodniły mecze pucharowe, gdzie „Skiba” świetnie grał właśnie wtedy, gdy drużyna najbardziej go potrzebowała. Nie zapominajmy jednak, że jest to bardzo doświadczony zawodnik, były reprezentant Polski i na pewno jest w stanie unieść ciężar odpowiedzialności – pytanie dlaczego do tej poty miał z tym problemy i czy konieczność gry przez 30 minut w kolejnych meczach ponownie mu nie zaszkodzi. Wszyscy po trosze będą jednak musieli zastąpić Gibsona – każdy będzie musiał robić dodatkowe rzeczy na boisku by tę stratę zniwelować.
Nie tylko koncepcja gry uległa zmianie. Jakub Parzeński chwalił Chudeusza, za to, że potrafi doskonale motywować zawodników. Wskazać im drogę i pozwolić uwierzyć we własne możliwości. W dalszej części sezonu będzie to niezwykle istotne, bo morale w drużynie spadło, co widać było w ostatnim meczu w Gdyni, gdzie wrocławianie rzucili rywalowi… 52 punkty.
Śląsk skutecznością (nie)stoi
Przewrotne słowa trenera po meczu z Kotwicą odbijają się czkawką. Chudeusz powiedział wtedy, że miej obchodzi go skuteczność, która czasem jest, a czasem jej nie ma. A w grze Śląska koniec końców wszystko sprowadza się do… skuteczności właśnie. Przykłady? 59,7 % ze Stabillem – 105 rzuconych oczek. 49,2% z Turowem w Pucharze i 52,8% w tych samych okolicznościach dzień wcześniej z Anwilem – zwycięstwa. Z drugiej strony: 33,3% ze Słupskiem (66 zdobytych punktów), 38,2% ze Stelmetem i wreszcie 30% z Asseco (52 rzucone oczka – żadna drużyna w tym sezonie nie spisała się gorzej). Przy czym pamiętajmy – bez Millera i Gibsona…
Wynika to stąd, że Śląsk często ma problemy z grą pozycyjną. Strzelcy często są nieprzygotowani, rzuty wymuszone (bo nie ma innej możliwości), drużyna często od prób z dystansu uzależnia wynik spotkania. Gdy trafiają – jest dobrze, gdy pojawia się problem ze skutecznością – przegrywają.
Trumna i obrona
Gra pod koszem wciąż jest zmorą wrocławian. Miller przygodę w Śląsku zaczął świetnie, później nieco przycichł. Parzeński potrzebuje ogrania, od Chudeusza i tak dostaje więcej minut niż za Lazicia. Michał Gabiński wciąż groźny jest tylko z obwodu. Sulima i Hyży to nie zawodnicy, na których można opierać grę. Stawiają zasłony, pomagają na deskach (tu Śląsk jest najlepszy w lidze) – to są ich atuty.
Potrafimy za to bronić – 2. w lidze miejsce w przechwytach. Tracimy relatywnie mało piłek – 3. pozycja. Problem raczej jest w ataku, a sam trener niejednokrotnie podkreślał, że ten element należy poprawić. 8. miejsce pod względem zdobywanych punktów na mecz, takie samo w asystach, przedostanie w skuteczności z gry, dopiero 10. w celności rzutów za 3. Po odejściu Lazicia jest lepiej, ale wciąż czegoś brakuje.
Utrata Danny’ego Gibsona postawiła Jerzego Chudeusza przed niezwykle trudnym zadaniem. Trzeba przegrupować zespół i znaleźć środek, który zadziała i sprawi, że Śląsk zacznie grać lepiej. Przede wszystkim zacznie wygrywać i przestanie gubić zwycięstwa tam, gdzie nie powinien. Na pewno pomoże Orbita, kibice, własne kosze. Ale przed drugą częścią sezonu i ewentualnymi play-offami przed Chudeuszem i spółką sporo pracy. Jest czas, Śląsk wznawia mecze 8 marca, po przerwie ligi na Mecz Gwiazd.
Błażej Organisty
- Szczegóły
-
Opublikowano: niedziela, 23, luty 2014 11:40
Około 6 miesięcy – tyle od koszykówki będzie musiał odpocząć lider Śląska Danny Gibson. Sobotnie i niedzielne badania potwierdziły u Amerykanina całkowite zerwanie ścięgna Achillesa. Dla lidera wrocławian oznacza to oczywiście koniec sezonu.
Gibson zdecydował się na natychmiastowy zabieg rekonstrukcji uszkodzonego ścięgna w jednej z wrocławskich klinik, bo jak podkreśla chce jak najszybciej rozpocząć rehabilitację, by być w pełni sił już za kilka miesięcy. Operację Amerykanina Klub jak i sam zawodnik zaplanowali na poniedziałek.
Pierwsze tygodnie Gibson na pewno spędzi na rehabilitacji we Wrocławiu. Prawdopodobne, że potem wróci do Stanów Zjednoczonych, gdzie będzie kontynuował walkę o powrót do pełnej sprawności.
Przypomnijmy, że Danny Gibson był w tym sezonie absolutnym liderem koszykarskiego Śląska. W 18 meczach Tauron Basket Ligi rzucał średnio 14 punktów, notował 4,5 asysty oraz 3 zbiórki.
Poważnej kontuzji nabawił się już w piątej minucie ostatniego ligowego starcia Śląska z Asseco w Gdyni, który wrocławski zespół przegrał 52:64. Do momentu zejścia z boiska zdążył zdobyć 5 oczek.
- Szczegóły
-
Opublikowano: sobota, 22, luty 2014 11:38
Bez lidera Danny’ego Gibsona, który w piątej minucie meczu zerwał ścięgno Achillesa czym na pewno zakończył dla siebie tegoroczny sezon, zespół Śląska nie był w stanie nawiązać walki z Asseco w Gdyni przegrywając 52:64. W konfrontacji z twardo grającymi gospodarzami wrocławska konstrukcja padła niczym domek z kart i pozbawiła się już szans na grę w pierwszej „szóstce”.
Szczegółowa relacja wkrótce.
Asseco Gdynia – WKS Śląsk Wrocław 64:52 [18:9, 18:14, 15:15, 13:14]
Punkty dla Asseco: Walton 25, Szczotka 11 (1), Kowalczyk 8 (2), Seweryn 7 (2), Dmitriew 5, Szymański 4, Matczak 2, Galdikas 2, Żołnierewicz, Frasunkiewicz
Punkty dla Śląska: Hyży 10, Johnson 10 (3), Skibniewski 8 (2), Gibson 5 (1), Kikowski 5 (1), Gabiński 4, Malesević 4, Miller 4, Sulima 1, Parzeński 1, Mroczek-Truskowski