Zieliński vs. Griszczuk
- Szczegóły
- Opublikowano: poniedziałek, 29, luty 2016 20:41
„Święta wojna” miała wielu bohaterów, ale symbolami tych konfrontacji są bezsprzecznie Maciej Zieliński i Igor Griszczuk. Obaj byli nie tylko wybitnymi koszykarzami - stali się ikonami Śląska i Anwilu, broniąc ich barw przez całe kariery. Nic dziwnego, że "9" Zielińskiego i "12" Griszczuka są w klubach numerami zastrzeżonymi - dla swoich drużyn byli bowiem postaciami absolutnie wyjątkowymi.
Kluby z Wrocławia i Włocławka pierwszy raz spotkały się w 1992 roku. Nobiles Włocławek przed sezonem awansował do ekstraklasy, w której od razu zaczął odgrywać znaczącą rolę. W pierwszym meczu beniaminka z broniącym tytułu PCS-em Śląskiem Wrocław górą okazali się aktualni mistrzowie, zwyciężając 91:86. Oba zespoły zmierzyły się ze sobą również w finale. Śląsk rozgromił Nobiles 3:0, wygrywając te mecze w sumie 92 punktami. Drugie spotkanie Griszczuk skończył w szpitalu z urazem kręgosłupa, a działacze Nobilesu oskarżyli wrocławian o celową grę faul. Właśnie rozpoczynała się najsłynniejsza i najostrzejsza rywalizacja w historii polskiej koszykówki, która po latach została określona mianem „świętej wojny”. A jej największymi wojownikami stali się Maciej Zieliński ze Śląska Wrocław i Igor Griszczuk z Anwilu Włocławek.
Obaj panowie pierwszy raz oko w oko stanęli w 1995 roku, kiedy Zieliński wrócił do Śląska po trzyletnim pobycie w Providence Collage (NCAA). Griszczuk miał już wtedy na koncie dwa przegrane z WKS-em finały. W pierwszym bezpośrednim pojedynku górą okazał się Białorusin (dopiero w 1998 roku Griszczuk otrzymał polskie obywatelstwo), którego Nobiles pokonał Śląsk we Wrocławiu 98:96. Jednak emocje sięgnęły zenitu dopiero w półfinałowym starciu obu ekip…
Na pięć sekund przed końcem pierwszego meczu o finał włocławianie prowadzili u siebie jednym punktem. Piłkę z boku wyprowadzał Śląsk. Amerykanin Ben Seltzer podał z autu pod kosz do nieupilnowanego Zielińskiego, a ten trafił w ostatnim momencie, przechylając szalę zwycięstwa na korzyść Wrocławia. Nie pierwszy i nie ostatni raz uciszył on wtedy trybuny „kurnika” (jak nazywana była hala OSiR-u we Włocławku). We Wrocławiu WKS wygrał zdecydowanie, jednak - jak twierdził Griszczuk - zrobił to z pomocą sędziów. Po meczu (112:94) lider Nobilesu wtargnął do szatni arbitrów, grożąc im podobno białoruską mafią. Choć on sam zarzekał się potem, że takie słowa nie padły, został ukarany karą dyskwalifikacji na dwa mecze. Tym samym nie zagrał w spotkaniu nr 4, a Śląsk z Zielińskim w składzie triumfował, zdobywając trzeci tytuł po pokonaniu rywala z Włocławka.
Mistrzowskie tytuły to w ogóle była domena legendarnej „9” WKS-u. „Zielony” zdobył ich aż 8, podczas gdy Griszczuk… ani jednego. Wybitny zawodnik nie doczekał z końcem kariery do jedynego tytułu zdobytego przez Włocławek w 2003 roku, odwieszając buty na kołek rok wcześniej. Dla Anwilu/Nobilesu rozegrał w sumie 410 ligowych spotkań, a ponad 500 licząc Puchar Polski i rozgrywki europejskie. Był królem strzelców, najlepszym podającym, MVP Meczu Gwiazd, pięciokrotnym wicemistrzem… ale mistrzostwa nie zdobył żadnego. Wszystkie sprzątnął mu sprzed nosa Śląsk, a trzy finały przegrał bezpośrednio z Zielińskim i jego zielono-biało-czerwoną świtą.
- Z innymi również dochodziło do spięć, ale z Igorem najczęściej, bo graliśmy na tej samej pozycji i się kryliśmy. Zdarzały się utarczki słowne, tak zwane trash-talkingi. Ale nie były to jakieś poważne słowa, bo my skupialiśmy się głównie na czynach – mówił już po zakończeniu kariery Maciej Zieliński o rywalizacji z Griszczukiem. Obaj byli szczególnie mocno deprymowani przez kibiców przeciwnej drużyny. Np. we Włocławku kibice machali na trybunach klepsydrami z nazwiskiem Zielińskiego, a we Wrocławiu „witano” lidera rywali przeraźliwym „Iiiigooooor”.
Osiem złotych medali, w tym trzy zdobyte przeciwko klubowi z Włocławka i Griszczukowi – Zielińskiego zdecydowanie trzeba uznać zwycięzcą tytułowego pojedynku. Rozegrał dla Śląska 579 spotkań na ligowych parkietach, a około 700 licząc wszystkie rozgrywki. Jest siódmym strzelcem w historii PLK. Sumę zdobytych punktów ma lepszą od Griszczuka, średnią – nieco słabszą. W najważniejszej statystyce miażdży przeciwnika 8:0. Obaj mają jednak coś nieporównywalnego z niczym innym. Stałe miejsca w sercach kibiców swoich drużyn.
Już 6 marca kolejna odsłona "świętej wojny". Zapraszamy do Hali Orbita.
Jędrzej Rybak
FOT.: Damian Filipowski (zdjęcie po lewej stronie)
Mieczysław Michalak/Agencja Gazeta (zdjęcie po prawej stronie)