Derby przegrane w cztery minuty
- Szczegóły
- Opublikowano: poniedziałek, 07, grudzień 2015 22:38
Trzydzieści minut świetnych emocji, doskonały Jarvis Williams, głośny doping w Orbicie i... porażka Śląska z Turowem 72:85. Cztery początkowe minuty ostatniej kwarty zaprzepaściły szansę na wygraną gospodarzy - zgorzelczanie zaliczyli wtedy serię 14:0 i przesądzili o losach derbów. Goście pierwszy raz wygrywają na wyjeździe, a WKS wciąż jest bez ligowej wygranej u siebie...
"Derby to zawsze derby" - ten jeden z najbardziej wyświechtanych, ale jednocześnie prawdziwych, sportowych bon-motów, często słychać było przed meczem Śląska z Turowem w Orbicie. Mimo nie najlepszej do tej pory gry obu zespołów, liczyliśmy na wyjątkowe emocje. Bo co prawda wrocławianie w ligowych spotkaniach u siebie jeszcze nie wygrali, a gracze ze Zgorzelca przegrali wszystkie mecze wyjazdowe, bo WKS dobrą grę prezentuje tylko w FIBA Europe Cup, a Turów już nawet odpadł z tych rozgrywek, bo oba kluby plasują się blisko końca ligowej tabeli, ale... "derby to zawsze derby". Wyjątkowe emocje były, ale tylko przez trzy czwarte meczu. Potem Turów odjechał...
Wrocławianie słabiej weszli w mecz i w pierwszych akcjach nie byli w stanie powstrzymać ataków gości, przegrywając nawet 8:17. Punktowali Cameron Tatum i Daniel Dillon, po koszem straszył Filip Dylewicz, który popisał się m.in. świetnym blokiem na Norbercie Kulonie. Rozgrywający chwilę później doskonale dograł jednak do Jarvisa Williamsa, a ten rozpoczął swój koncert, który kontynuował aż do końca drugiej kwarty. Głównie dzięki jego punktom gospodarze na chwilę wyszli nawet na prowadzenie. WKS lepiej dzielił się piłką, prowadził nawet w zbiórkach, ale po pierwszej połowie w najważniejszej statystyce jedno oczko więcej mieli na koncie zgorzelczanie.
Trzecia kwarta była tą najbardziej wyrównaną. Wynik dla Śląska trzymał Williams, co chwila zaliczając akcje 2+1. Ostatnie słowo znów należało jednak do gości i przed końcowymi dziesięcioma minutami było 54:55. Niestety ostatnią kwartę WKS rozpoczął od serii 0:14 (0:18 na przełomie III i IV ćwiartki). W cztery minuty sytuacja podopiecznych Emila Rajkovicia stała się dramatyczna. Na tyle, że gospodarze nie byli już w stanie się z niej "wygrzebać", przegrywając ostatecznie 72:85.
Świetny mecz Jarvisa Williamsa (i tylko Williamsa), który skompletował double-double z 23 punktów i 10 zbiórek (10/12 z gry), to za mało na drużynę Piotra Ignatowicza. Gości do wygranej poprowadziło tercet Dylewicz-Dillon-Tatum. W sumie zdobyli 57 punktów, przesądzajac o losach meczu. Wyrównane przez pół godziny starcie w kilka minut na początku czwartej kwarty zmieniło się w mecz kontrolowany przez Turów. Dla zgorzelczan to pierwsza wyjazdowa wygrana w sezonie. Dla Śląska, choć może trudno w to uwierzyć, jest to piąty kolejny ligowy mecz przegrany we własnej hali w obecnych rozgrywkach. Wrocławianie mają w lidze bilans 2-8.
Kolejny mecz Śląsk rozegra juz 11 grudnia. Do Orbity zawita bohater poprzednich derbów Dolnego Śląska - Jakub Dłoniak - wraz ze swoją MKS Dąbrową Górniczą. Spotkanie w piątek o 20:30. A 16 grudnia WKS rozpocznie rogrywki drugiej fazy pucharu FIBA. Na początek mecz w Turcji z faworytem grup - Turk Telecom Ankara.
Jędrzej Rybak
WKS Śląsk Wrocław - PGE Turów Zgorzelec (15:21, 22:17, 17:17, 18:30)
Śląsk: Williams 23, Heath 11(3), Smith 11(1), Madden 9, Kovalenko 7(2), Jankowski 7(1), Jarmakowicz 2, Stawiak 2, Sutton, N. Kulon, M. Kulon, Chanas
Turów: Dillon 26(1), Dylewicz 18(2), Tatum 13(1), Novak 9(1), Krestinin 8, Kostrzewski 7(1), Gospodarek 2, Marek 2, Karolak, Prostak,