Wywiad: Vuk Radivojević - z Ankary na Bajana
- Szczegóły
- Opublikowano: piątek, 16, styczeń 2015 02:57
Podoba mu się to, że Śląsk chce być na szczycie. Lubi walczyć o najwyższe cele, dlatego dołączył do zespołu Emila Rajkovicia. Wszechtronny koszykarz z Bałkanów nie jest jeszcze w optymalnej formie, ale już pokazał na co go stać.
Były zawodnik Crveny Zvezdy Belgrad ostatnio występował w Turk Telekom Ankara. Wyjechał z Turcji i w połowie grudnia wylądował we Wrocławiu. Gdy kierownik drużyny odbierał go z lotniska, już wtedy przypuszczał, że 31-letni Serb może być mentalnym liderem tej drużyny. Następnego dnia Vuk Radivojević podpisał kontrakt ze Śląskiem Wrocław i zamieszkał przy ul. Bajana. W debiucie z AZS-em Koszalin powstrzymał amerykańską gwiazdę, Qyntela Woodsa, a w drugim meczu zabłysnął w ataku.
Jak minął pierwszy miesiąc w Polsce?
Był miły. Cały czas przyzwyczajam się do miasta, drużyny, wciąż odkrywam nowe rzeczy. Nie miałem na to zbyt wiele czasu, bo sporo ćwiczyliśmy, a treningi są teraz na pierwszym miejscu.
Jakie wrażenie zrobił na Tobie Wrocław?
Jest bardzo ładny. W wolnej chwili poszedłem na spacer po Rynku, podobało mi się to, co zobaczyłem. Musiałem się jednak śpieszyć, ale pewnie jeszcze nie raz tam zajrzę.
Już raz tu byłeś z Crveną Zvezdą Belgrad w sezonie 2004/2005. Pamiętasz ten dzień?
Maciek, kierownik drużyny, i Skiba opowiadali mi o tym meczu. Minęło sporo czasu, ale przypomniałem sobie ten pojedynek, bo to był zacięty, ważny mecz dla obydwu stron. Przegraliśmy wtedy w końcówce i przez to Śląsk awansował dalej. [WKS pokonał Crvenę Zvezdę 74:73 w Pucharze ULEB 5 stycznia 2005 r., przyp. red.]
Teraz Orbita to także Twoja hala. Dlaczego opuściłeś Turcję i przyjechałeś do Polski?
Ponieważ w Ankarze wszystko się zmieniało. Turk Telekom miał za sobą bardzo udany sezon. Podpisałem z nimi kontrakt, to samo zrobił chorwacki trener, Josip Vranković. Po dwóch miesiącach odszedł, pojawił się nowy szkoleniowiec, a pod koniec roku zmienił się także zarząd. Nowe władze postanowiły przebudować drużynę. Wymieniły prawie wszystkich zawodników. Chciałem zostać w Turcji, ale tam są specyficzne zasady - musisz się wykupić, jeżeli chcesz przejść do innego klubu. Czekałem na dobry kontrakt prawie do grudnia, ale nie pojawiała się satysfakcjonująca oferta. Właśnie wtedy zadzwonił Emil Rajković. Wyjaśnił mi sytuację, powiedział, że Śląsk chce być na szczycie tabeli i zrobi w tym kiedunku wszystko, co jest możliwe. Spodobało mi się to, bo lubię walczyć o duże cele. Po paru dniach dogadałem się z prezesami.
Jak przyjęli Cię nowi koledzy?
Perfekcyjnie, bardzo mi pomogli. Cieszę się, bo są bardzo doświadczeni. Podobnie jak ja, mają za sobą długie lata w profesjonalnej koszykówce. Ale przede wszystkim fajni z nich faceci.
Wśród nich jest Twój rodak, Aleksandar Mladenović. Emil Rajković też pochodzi z Półwyspu Bałkańskiego. To pomaga?
Oczywiście, zawsze dobrze mieć u boku kogoś z tego samego kraju. Aleksandar sporo mi wyjaśnia, bo grał tu dwa lata temu i zna ligę, a dla mnie wysztko jest nowe. Inne rozgrywki, inne zasady, więc Mladenović i trener bardzo się przydają.
W trakcie kariery pracowałeś z wieloma szkoleniowcami. Co sądzisz o obecnym?
Nie znałem go wcześniej. Kiedy do mnie zadzwonił w sprawie dołączenia do Śląska, rozmawiałem z nim po raz pierwszy. Jestem zadowolony, że na niego trafiłem, bo podobają mi się jego metody pracy, doświadczenie i podejście do drużyny. Stwarza miłą atmosferę i relacje z zawodnikami, a z drugiej strony jest zwolennikiem ciężkiej pracy, jak wszyscy trenerzy z Bałkanów. Myślę, że z nim możemy osiągnąć sukces.
Kilka miesięcy nie grałeś w koszykówkę. Wróciłeś już do optymalnej formy?
Nie gram jeszcze na sto procent. Wprawdzie przez ten czas ciągle trenowałem, ale to co innego niż rozgrywanie meczów. Byłem na obozie przedsezonowym w Red Star Belgrad, sporo tam pracowałem, ale to nie to. Teraz mam nową drużynę, zawodników, trenera, więc potrzebuję jeszcze trochę czasu, aby dość do normalnej dyspozycji.
Maciej Szlachtowicz, menedżer drużyny, twierdzi, że dowolnie możesz być rozgrywającym lub rzucającym obrońcą. Którą pozycję wolisz?
Och, sprawdzam się na jedynce, dwójce lub nawet na trójce. Czasami wolę rozgrywać, bo wtedy częściej mam piłkę w środkowej strefie boiska. W ostatnich sezonach występowałem najczęściej na tej pozycji, ale nie ma problemu, mogę grać od jedynki do trójki.
Przeciwko Qyntelowi Woodsowi pokazałeś umiejętności gry w obronie, z kolei w Gdyni byłeś pierwszym strzelcem Śląska. Jesteś bardziej defensorem, czy graczem ofensywnym?
Gram i w obronie, i w ataku. Jak trzeba, skupiam się bardziej na defensywie, a jak sytuacja na boisku wymaga, żebym wykańczał akcje, to też potrafię to robić.
Wymień, proszę, swoje najmocniejsze strony.
Ha, ha, nie wiem tego. Trenera by trzeba zapytać.
A nad czym szczególnie skupiasz się na treningach?
Cały czas staram się coś poprawiać. Mam już swoje lata i nie mam czasu na intensywną pracę nad szczegółami. Może powinienem popracować nad kozłowaniem lewą ręką? Kiedy robisz się coraz starszy, a wciąż grasz na wysokim poziomie, na boisku starasz się ukryć swoje mankamenty.
Uważasz, że gra w Śląsku pomoże Ci wrócić do reprezentacji Serbii? Przechodzi Ci to w ogóle przez głowę?
Nie myślę o tym, bo do drużyny narodowej trafiają teraz młodzi faceci. Tworzą mocny zespół, więc nie sądzę, że trener sięgnie po trochę starszych graczy. To dobrze, bo grają naprawdę nieźle.
Śląsk z Vuko ma szanse na medal?
Cały czas starasz się to osiągnąć. Ale najważniejsze jest iść krok za krokiem. Staramy się grać lepiej z meczu na mecz, przybierać jako drużyna ładniejszego kształtu. Oczywiście, każdy z nas ma nadzieję na medal.
Rozmawiał Błażej Organisty