RZUT OKA: Z wojny z tarczą

Anwil ponokanay, Anwil rozbity, Anwil nie prowadził ani razu. Święta wojna po raz kolejny dla Trójkolorowych, tym razem 91:72. Rzućmy zatem okiem na 10. zwycięstwo w sezonie, bo działo się nie tylko na parkiecie, ale i wokół niego - może nawet więcej!



FAKT
: To była już 96. bitwa świętej wojny, po raz 56. zwycięsko pole walki opuścili wrocławianie. Tym samym przerwali 4-meczową serię zwycięstw Anwilu i awansowali na fotel wicelidera. Będą mogli się na nim rozsiąść już 4 stycznia, bo do niezdobytej Orbity przyjeżdża AZS, który - kosztem Śląska - byłby na drugim miejscu, gdyby nie jedno rozegrane spotkanie mniej.

ZAWODNICY: „Lubię tego zawodnika, najbardziej jara się z gry.” – napisała Małgorzata. Jakub Dłoniak przypominał czasy, kiedy zdobywał koronę króla strzelców. Pierwszy raz w barwach Śląska wzbił się nad poziom 20 punktów, skończył na 24. ze skutecznością 57% z gry. Niczym strzelec wyborowy, trafił pięć trójek na osiem prób! Najbardziej pomagali mu Aleksandar Mladenović (14 pkt., 7 zb.) i Robert Skibniewski, który rozdał 7 asyst. 

W pierwszej linii Anwilu, często w pojedynkę, walczył Chase Simon. Obrońca z dorobkiem 30 oczek był najlepiej punktującym wieczoru. Zabrakło go w końcówce, bo w połowie czwartej kwarty sfaulował po raz 5. O double-double otarł się Konrad Wysocki - 9 pkt., 9 zb., bliski był też Seid Hajrić – 10 pkt., 8 zb.

dloniakjarasiejaraUSŁYSZANE: „Byliśmy uczuleni na każdego zawodnika, jak gra i gdzie go spychać na słabsze strony.” – Jakub Dłoniak

STATYSTYKA-KLUCZ: Relacja asyst do strat. Większa od jeden po stronie Śląska – 22/14, mniejsza po stronie Anwilu – 8/16.

PUNKT ZWROTNY: Na zegarze nieco ponad trzy minuty do końca, kiedy to Trice przechwycił sygnalizowane podanie Vaughna i jeszcze został przez niego nieprzepisowo wypchnięty poza linię boczną. Rezerwowy WKS-u w nagrodę poszedł na linię rzutów osobistych i dał swojej drużynie prowadzenie 82:69.

NA PLUS: Mantas zaznaczył, że istotne było zwycięstwo na tablicach. Śląsk zwykle dominuje w tym elemencie, jest drugą drużyną ligi w kategorii zbiórek. W niedzielę wygrał deskę 36:27. Cieszy szczególnie fakt, że wrocławianie pozwolili przeciwnikom tylko 7 razy ponowić akcję.

DO POPRAWY: Zarówno Emil Rajković, jak i Jakub Dłoniak zauważyli, że kolejny raz Śląsk pozwala rywalom odrabiać straty w końcówce. Tak było i tym razem: 22-punktowe prowadzenie w połowie ostatniej kwarty, po otwarciu 1:15 dla Anwilu, zmalało do sześciu. Przyczyna? - Dekoncentracja, ale bardziej niecelne otwarte rzuty. Na szczęście to trwało tylko 3, 4 minuty. Potem zrealizowaliśmy zagrywki trenera i zamknęliśmy końcówkę – wyjaśnił bohater świętej wojny.

DOBRY RUCH: Trice zawsze walczy o zbiórkę, nawet w ofensywie, co często się opłaca. W II kwarcie kibiców porwała akcja, w której szósty gracz Śląska zaatakował obręcz i oburęcznym wsadem dobił niecelny rzut Mladenovicia!

ZŁE ZACHOWANIE: Drugi raz w sezonie wydarzyła się dość niespodziewana rzecz. Kiedyś już Robert Tomaszek wprawił fanów w osłupienie, próbując trafić za trzy. W niedzielę to samo zrobił Murphy Burnatowski. Warto dodać, że ani jeden, ani drugi nie był pod presją kończącego się czasu. Rzucać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej.

USŁYSZANE II: „Zagraliśmy naprawdę dobry mecz, wygraliśmy zbiórkę, zagraliśmy jak prawdziwa drużyna.” – Mantas Cesnauskis

kibiceWOKÓŁ PARKIETU: W uszach wciąż słychać doping, niosący się po Orbicie. W pierwszej kwarcie wydawało się, że Kosynierzy nie umilkli nawet na sekundę. Mecze z Anwilem to dla widzów szczególne wydarzenie, co udowodnili chociażby potężnym „Śląsk Wrocław to jest potęga, Śląsk Wrocław najlepszy jest!” czy rozłożystą na cały sektor flagą z napisem „Cała Polska w cieniu Śląska.”. Cheerleadrerki też stanęły na wysokości zadania, prezentując nowe układy, z chorągiewkami, wstęgami i pomponami. Oprawa meczu zaiste godna świętej wojny.

PODSUMOWANIE: Zwycięstwo numer 10 i to z największym przeciwnikiem 91:72. Śląsk prowadził od początku do końca, zaczął od 18:4 i już nie wypuścił prowadzenia z rąk. Anwil grał nieporadnie, sporo tracił, a w obronie pozwalał gospodarzom zdobywać łatwe punkty i rzucać z wolnych pozycji. Dłoniak nie tylko trafiał z dystansu, ale też wchodził pod kosz. Ikovlev zaczął od trzech celnych trójek. Grą kierował Skiba, a pozostali niesieni gromkim dopingiem całej Orbity, rozbili Anwil, pomimo problemów z ostatniej części gry.

USŁYSZANE III: „Przegraliśmy mecz w pierwszej kwarcie. W czwartej zbliżyliśmy się na sześć punktów, ale kosztowało nas to dużo energii i wpadliśmy w kłopoty z faulami.,” – Predrag Krunić, trener Włocławka

KOLEJNE MECZE: Już w 2015 roku. 4 stycznia do Orbity zawita AZS Koszalin. Początek, może kluczowego dla układu tabeli meczu, o 18.00. Później Śląsk czeka wyjazd do Gdyni, gdzie 10 stycznia zmierzy się z Asseco.

Błażej Organisty

Tabela

WKS Tabela