- Szczegóły
-
Opublikowano: poniedziałek, 10, marzec 2014 11:53
O tym, jak wielkim atutem Śląska jest Orbita tym razem przekonał się Trefl Sopot. Wrocławianie byli lepsi w prawie każdym elemencie gry, ostatecznie wygrali trzynastoma punktami (86:73). Na taki mecz rzucamy okiem z największą przyjemnością!
FAKT: Zdziesiątkowany (i to literalnie, bo trenerzy wpisali do protokołu tylko dziesięciu zawodników) w sobotni wieczór zespół Jerzego Chudeusza zwyciężył w ligowym meczu w Orbicie po raz szósty. Czy to w TBL, czy w Pucharze Polski, przegrywali w niej faworyci – Energa, Anwil, Turów. Teraz przyszła kolej na Trefl. Na wrocławskim parkiecie poślizgnęli się i mniej wymagający przeciwnicy – Kotwica, Stabill, Asseco, Polpharma i AZS. Śląsk, wygrywając z drużyną z Sopotu, przerwał wreszcie serię czterech porażek. Zakończył również, trwającą od czterech kolejek, zwycięską passę przeciwników. Po 20. spotkaniach WKS w tabeli jest 9., natomiast Trefl nie jest już wiceliderem, a spadł na 3. pozycję.
Paul kończy dwójkową akcję ze Skibą, fot. Norbert Bohdziul
ZAWODNICY: Robert Skibniewski udowodnił, że wciąż potrafi być wielki oraz pokazał, że w trudnych momentach można na niego liczyć. Poprowadził Śląsk do zwycięstwa, zdobywając 18 punktów, 9 asyst i 7 zbiórek. Błyszczał szczególnie w pierwszej połowie (13 oczek, 7 asyst), w której popisał się nawet trójką z faulem. Mądrze prowadził grę, kontrolował tempo i kreował kolegów – przede wszystkim Paula Millera. Kibice poderwali się z miejsc, kiedy rozgrywający znalazł centra pod koszem, a ten skończył akcję wsadem, dając Śląskowi 14-punktowe prowadzenie w trzeciej kwarcie. Amerykanin był najlepszym strzelcem wieczoru (23 pkt.), do tego dołożył 9 zbiórek i 4 bloki. Zdobywał punkty spod kosza, z półdystansu, półhakami, rzutami z odejścia, dobijał niecelne próby kolegów i ani razu nie pomył się z linii osobistych – mecz idealny. Do frustracji sopocian doprowadzał też Paweł Kikowski – perfekcyjny w trzech próbach zza łuku autor 18. oczek.
W pierwszym meczu obu drużyn sporo krwi koszykarzom Śląska napsuli Adam Waczyński i Michał Michalak. Tym razem wrocławianie zmobilizowali się w defensywie i nie pozwolili rozwinąć skrzydeł liderom gości. Waczyński skończył wprawdzie mecz z dorobkiem 10. punktów i 10. zbiórek, ale był nieskuteczny – 5/14 z gry. Michalak po trzech kwartach zatrzymał się na 7. oczkach, a trafiał tego wieczoru tylko co trzeci rzut. Jeżeli w zespole Trefla ktoś zasłużył na pochwałę, to może być to tylko Milan Majstrović (12 pkt., 6 zb., 2 blk.), który starał się podrywać kolegów do walki, ale sam Serb to za mało na dobrze dysponowany tego wieczoru Śląsk.
USŁYSZANE: „Poniżej oczekiwań, zdecydowanie. Wiem, że mogę dać więcej zespołowi. Pierwsza połowa nie była super w naszym wykonaniu, Śląsk przez to się nakręcił i ciężko mi było wrócić.” – narzekał na swoją postawę Adam Waczyński, który dał upust emocjom w końcówce, kiedy to wdał się w przepychankę z Dominique Johnsonem – „Myślę, że taka ogólna frustracja po całym meczu. Nic wielkiego, po spotkaniu uścisnęliśmy sobie dłoń i jest OK.”
STATYSTYKA-KLUCZ: Śląsk grał na blisko 50-procentowej skuteczności z gry (7/12 za trzy), tymczasem Trefl nie rzucał celnie – 35,6% (3/20 zza łuku).
PUNKT ZWROTNY: 9-punktowa, najwyższa w meczu, seria Śląska z początku trzeciej kwarty. Tę część celnym rzutem otworzył Yemi Gardi-Nicholson, zmniejszając stratę Sopotu do 8. oczek, ale przez kolejne minuty punktowali już tylko koszykarze z Wrocławia, dzięki czemu znów odskoczyli, tym razem na 17 oczek (najwyższe prowadzenie), a trener Darius Maskoliunas poprosił o czas.
Są powody do radości, fot. Norbert Bohdziul
NA PLUS: Chciałoby się powiedzieć: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Osłabiony personalnie Śląsk wciąż potrafił pokonać mocniejszego przeciwnika. Jerzy Chudeusz podkreślał ostatnio, że zespół liczy dwunastu zawodników i brak dyspozycji czy obecności jednego, rekompensować powinien następny. Danny’ego Gibsona i Nikolę Malesevicia godnie zastąpili wszyscy po części i za to należy im się szacunek. Po meczu z Asseco trener narzekał na grę ofensywną i brak skuteczności. Podczas dwutygodniowej przerwy koszykarze odrobili lekcje i rzucili Trefowi 86 punktów. A warto zaznaczyć, że sopocianie tracą w tym sezonie średnio w każdym meczu o prawie 14 punktów mniej.
DO POPRAWY: Trzeba bardziej pilnować bronionej tablicy. Zawodnicy Śląska pozwolili rywalom na 20 ofensywnych zbiórek. Nie przystoi najlepiej zbierającemu zespołowi ligi. Na szczęście, goście nie zawsze zamieniali je na punkty drugiej szansy – tych zdobyli bowiem 12. Bądź co bądź dopuszczanie przeciwników do tylu ponowień można przepłacić przegranym meczem. Niepokoi również liczba strat, których Śląsk zanotował 18. Dla porównania Trefl tracił piłkę dwa razy rzadziej.
DOBRY RUCH: Dywersyfikacja działalności ofensywnej – 30 punktów spod kosza, 19 z linii osobistych, 16 z półdystansu i 21 zza łuku. Nie raz i nie dwa narzekaliśmy, że drużyna zbyt często opiera atak na rzutach z dystansu. W sobotę pierwsza trójka poleciała w kierunku obręczy dopiero na 4,5 min przed końcem pierwszej kwarty. I zrobił to gracz jak najbardziej do tego upoważniony – Paweł Kikowski. Od samego początku zawodnicy starali się penetrować, dogrywać do Paula Millera, co pozwoliło też wykonać 24 rzuty osobiste.
ZŁE ZACHOWANIE: Sezon jeszcze potrwa, w jego drugiej części będzie trzeba grać dwa mecze w tygodniu, dlatego liczba minut Johnsona chyba była za duża. Usiadł na ławkę tylko raz, w dodatku zmuszony piątym faulem. Nieraz musiał odpoczywać w trakcie gry (dobrze, że w ataku), łapiąc oddech w rogu boiska i przyglądając się biernie akcjom kolegów. A i 30-letni Skibniewski spędził na parkiecie prawie 33 minuty, więc nic dziwnego, że w końcówce zaczęły go łapać skurcze.
USŁYSZANE II: „Zacznę od gratulacji drużynie, zawodnikom, bo wykonali dzisiaj naprawdę fantastyczną pracę. Byli skoncentrowani na meczu, wykonywali zadania na dobrym poziomie i to przyniosło efekty. Zespół Trefla był nieco zdenerwowany, wytrącony z równowagi. Ostatnie spotkania naprawdę gramy nieźle w obronie, a dzisiaj do tego zawodnicy dodali bardzo dobry atak – mądrze, wspólnie grali.” – Jerzy Chudeusz
To był piękny dzień kobiet, fot. Norbert Bohdziul
WOKÓŁ PARKIETU: Na widowni jak zwykle nie zabrakło Macieja Zielińskiego. Był również Mieczysław Łopatka, którego imię i nazwisko skandowali Kosynierzy zgromadzeni w sektorze K. Fani mają nowy rekwizyt – rozłożystą na całą trybunę flagę w trójkolorową szachownicę. W przerwie menager klubu, Maciej Szlachtowicz, przeprowadził na boisku konkurs dla czterech widzów, wybranych losowo przez rozrzucające koszulki tancerki. Zabawa polegała na jak najszybszym dwukrotnym przebiegnięciu całej długości boiska i umieszczeniu piłki w koszu. Dwaj zwycięzcy otrzymali bony do Piazza di Moda o wartości 200 złotych. Przegrani nie odeszli z pustymi rękoma, dostali nagrody pocieszenia.
Przyjechała też grupa kibiców z Trójmiasta, którzy przede wszystkim narzekali na pracę sędziów, wykrzykując w ich stronę epitety rodem z piłkarskich stadionów. Gry swoich koszykarzy podziwiać nie mogli, za to mogli docenić nowe stroje wrocławskich cheerleaderek. Dziewczyny, też osłabione kadrowo (jedna z nich w trakcie poprzedniego meczu skręciła kostkę), były doskonałym przykładem piękna wrocławskich kobiet, w tym szczególnym dla pań dniu. Po meczu na parkiecie pojawił się Danny Gibson, któremu w świętowaniu zwycięstwa z kolegami nie przeszkadzały nawet kule i orteza na kontuzjowanej nodze.
PODSUMOWANIE: Kiedy w pierwszych akcjach meczu zobaczyliśmy dwa celne rzuty sopocian przeplecione błędem kroków Parzeńskiego, nie byliśmy optymistami. Złe dobrego początki, bo w miarę upływu czasu było tylko lepiej. Po udanej akcji Jetera po pierwszej kwarcie jednym punktem wygrywał jeszcze Trefl, ale od następnej części Śląsk włączył dodatkowy bieg i zaczął pokazywać przeciwnikom plecy. Prowadzeni przez Skibniewskiego, Millera i Kikowskiego wrocławianie kontrolowali boiskowe wydarzenia, byli waleczni, zdecydowani i skuteczni. A Trefl pudłował wszystko co się dało, wyraźnie nie mogąc odnaleźć się w żywiołowej Orbicie. Kiedy „Kiko” trafił trójkę na 81:66, było już jasne, kto jest zwycięzcą. Kibice dziękowali koszykarzom na stojąco, a w międzyczasie Michalak i Leończyk kolejno w jednej akcji przestrzelili szkolne rzuty spod kosza, co było bardzo dobrym zobrazowaniem sobotniej formy sopocian.
USŁYSZANE III: „Dziękujemy wszystkim kibicom, którzy zjawili się dzisiaj w Orbicie. Wygraliśmy! Wszystkiego najlepszego wszystkim kobietom w dzisiejszym dniu, pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia na następnym meczu!” – Robert Skibniewski
KOLEJNE MECZE: Do końca pierwszego etapu sezonu zostały już tylko dwa spotkania. Śląsk oba zagra we Wrocławiu. Najpierw kibiców czekają derby Dolnego Śląska – do Orbity 13 marca, w czwartek, zawita Turów Zgorzelec. Pierwszy rzut sędziowski tej rywalizacji o 20.00. W ostatniej kolejce, 19 marca, zespół Jerzego Chudeusza zmierzy się z AZS-em Koszalin.
Błażej Organisty