Ponownie podbić stolicę
- Szczegóły
- Opublikowano: piątek, 06, październik 2017 18:47
Gdy pod koniec kwietnia warszawiacy zawitali do Kosynierki w ramach walki o finał rozgrywek II ligi, nikt w stolicy Dolnego Śląska nie wyobrażał sobie takiego przebiegu spotkania. Patrząc z perspektywy czasu wydaje się, że pierwszy mecz między tymi drużynami był najgorszym w wykonaniu Wojskowych w całym poprzednim sezonie. Gospodarze przez 40 minut gry rzucili tylko 52 punkty, przy 68 po stronie gości, którzy kompletnie zdominowali to starcie. By zapewnić sobie awans do finału II ligi, a co za tym idzie – bezpośrednią promocję do I ligi, zawodnicy trenerów Tomczyka i Krzykały musieli wygrać dwa kolejne mecze, a do tego potrzebne były radykalne zmiany w grze.
Te faktycznie nastąpiły. W Warszawie rozkręcił się atak Trójkolorowych, piłka chodziła od zawodnika do zawodnika szybciej i płynniej, co stwarzało otwarte pozycje rzutowe. Mimo to przed decydującą czwartą kwartą goście tracili do drużyny KK 9 punktów. Ostatnia ćwiartka okazała się jednak koncertem w wykonaniu wrocławian. Wygrali ją oni aż 22:2, wyrównali stan serii i do domu wracali z psychologiczną przewagą. 52 punkty, czyli tyle ile w pierwszym meczu zdobyli Trójkolorowi to wynik, jaki w trzecim starciu zanotowali warszawiacy. Wojskowi zdobyli 83 oczka i po wszystkim mogli cieszyć się z awansu.
- Seria z tą drużyną w walce o awans do I ligi była bardzo zacięta i do samego końca zarówno my, jak i ekipa z Warszawy walczyliśmy o upragniony awans. Wygrana na wyjeździe kosztowała nas bardzo dużo wysiłku, ale na szczęście to my wyszliśmy z górą z tego starcia a dziś możemy mierzyć się ponownie już na parkietach I ligi – mówi Maciej Krakowczyk.
Jak doszło do tego, że mimo przegranej ze Śląskiem warszawiacy ponownie zmierzą się z Trójkolorowymi, ale tym razem w I lidze? W serii meczów o 3. miejsce, które również było premiowane awansem, mimo wysokiej porażki u siebie (67:82) w pierwszym starciu z AZ UMCS Lublin, podopieczni Andrzeja Kierlewicza najpierw wygrali na wyjeździe 2 punktami (59:57) a potem w stolicy dopięli również dopięli swego i świętowali promocję na zaplecze ekstraklasy.
Tam jednak o zwycięstwa nie łatwo. Zawodnicy ze stolicy od razu zostali rzuceni na głęboką wodę, bo w pierwszym meczu grali w Krakowie z tamtejszym R8. Starcie faworyta do awansu z ekipą typowaną do walki o utrzymanie zakończyło się wysokim zwycięstwem gospodarzy 84:58. W ekipie KK najlepiej zagrał debiutujący w tej drużynie obrońca Mikołaj Motel, zdobywca 18 punktów. 13 oczek dołożył nękający niegdyś trójkami wrocławian Michał Wojtyński, a 10 inny nowy nabytek – środkowy Krystian Koźluk.
Drużyna Andrzeja Kierlewicza pozostaje bez zwycięstwa w I lidze, bo w drugim meczu, również na wyjeździe, mierzyła się z Sokołem Łańcut, który pewnie wygrał to spotkanie 85:71. Ponownie wyróżniającą postacią po stronie gości był Wojtyński, który tym razem zanotował 18 punktów i zdaje się, że to on może być najgroźniejszą bronią warszawiaków w pierwszym meczu sezonu u siebie.
- Wiemy, którzy gracze stanowią o sile zespołu i na kogo należy w szczególności uważać. Myślę, że teraz spotkanie będzie również zacięte i wynik rozstrzygnąć może się dopiero w końcówce. Przeciwnicy będą chcieli nam coś udowodnić, a my pokazać, że ogranie ich w maju tego roku nie było przypadkiem i nadal możemy ich pokonać. Kluczem do tego na pewno będzie spełnienie założeń obronnych, zespołowa gra i ograniczenie strat z naszej strony. To udało się osiągnąć w ostatnią sobotę we Wrocławiu i dzięki temu odnieśliśmy pierwsze zwycięstwo. Jesteśmy zdeterminowani po ostatniej wygranej przed własną publicznością i chcemy oczywiście utrzymać jak najdłuższą serię zwycięstw – dodaje Maciej Krakowczyk.
Ostatnia bardzo pewna wygrana u siebie z Nysą Kłodzko pokazała, że podopieczni trenerów Tomczyka i Krzykały czynią znaczne postępy we wzajemnym zrozumieniu się i zgraniu na parkiecie. Po udanej domowej inauguracji sezonu czas pójść za ciosem i wywieźć z Ursynowa dwa punkty, tym bardziej, że KK zdaje się być rywalem na poziomie zbliżonym do Nysy. Początek spotkania w stolicy już w niedzielę o godz. 15. Hej Śląsk!