Z piekła do nieba, Śląsk wydarł zwycięstwo w Warszawie

Wrocławscy kibice, którzy postanowili wybrać się do stolicy Polski na najważniejszy dla Śląska mecz w sezonie nie zawiedli się. Trójkolorowi po raz kolejny pokazali, że mając nóż na gardle są w stanie wykrzesać z siebie dodatkowe pokłady sił i wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Rewanżowe starcie z KK Warszawa było niezwykle emocjonujące, prowadzenie zmieniało się dziewięć razy, sześciokrotnie na tablicy wyników widniał remis. Ostatecznie dzięki fenomenalnej czwartej kwarcie w wykonaniu wrocławian, starcie to zakończyło się ich zwycięstwem 73:62 i przedłużeniem rywalizacji.


Pierwszy mecz obu drużyn wygrany w Kosynierce przez rywali, nie napawał zbytnim optymizmem przed wyjazdem do stolicy. Gospodarze zdobyli wówczas tylko 52 punkty w ciągu 40 minut gry, przegrywali większość sytuacji w obronie i nie mieli pomysłu na przebicie się przez defensywę przeciwnika. Trenerzy Tomczyk i Krzykała wyciągnęli jednak wnioski z tego spotkania i wprowadzili szereg zmian, które od pierwszych minut rewanżu usprawniły grę ich podopiecznych. Trójkolorowi zaczęli dużo szybciej grać w ataku po prostu dzieląc się piłką bez momentu zastanowienia, który w poprzednim meczu dawał warszawiakom czas na zorganizowanie obrony. Całe sekwencje zasłon, błyskawiczne przekazania z ręki do ręki oraz więcej nieszablonowych zagrań sprawiły, że to wrocławianie sprawiali w pierwszych minutach lepsze wrażenie. Szczególnie głodni gry wydawali się Wojciech Jakubiak i Maciej Krakowczyk, którzy zdobyli połowę punktów Śląska w pierwszej kwarcie. Gospodarze utrzymywali natomiast swój styl gry w ataku, szukając przekazań w obronie i wykorzystując korzystne dla siebie sytuacje przy pomocy pracy nóg czy zwodów. Po dziesięciu minutach to goście prowadzili jednak 18:15.

Druga ćwiartka wyglądała bardzo podobnie do pierwszej. Gra toczyła się akcja za akcję, prowadzenie zmieniało się kilkukrotnie, ale żadna z drużyn nie pozwalała drugiej odskoczyć. Zmazać plamę z poprzedniego meczu starał się Aleksander Dziewa, który tydzień temu zdobył zaledwie 2 punkty. Wojskowi dzięki skutecznym penetracjom raz za razem otwierali do gry swojego środkowego, który w strefie podkoszowej mylił się rzadko. Warszawiacy odgryzali się jednak po drugiej stronie parkietu. Choć Trójkolorowi grali w obronie z wielkim zaangażowaniem, gospodarze wykorzystywali każdą, nawet najmniejszą niedoskonałość. Świetnie grający tego dnia Wojciech Jakubiak pod koniec drugiej kwarty złapał trzecie przewinienie i zmuszony był usiąść na ławce. Śląsk prowadził jednym punktem, ale tuż przed ostatnią syreną celną dobitką popisał się Dominik Wilczek i na tablicy widniał wynik 34:31. Wydawało się, że można z umiarkowanym optymizmem podchodzić do dalszych części spotkania.

Niestety dobre wrażenie zostało zatarte po wyjściu z szatni. Goście rozprężyli się nieco w obronie, odpuścili kilka sytuacji i z wyniku 34:31 dla Śląska zrobiło się 45:36 dla warszawskiego KK. Rywale ze stolicy trafili trzy trójki z rzędu, dołożyli do nich akcję 2+1. Trójkolorowi na szczęście zdołali się otrząsnąć i również zaczęli punktować. Po trójce Tomasza Żeleźniaka sprzed nosa rywala, przewaga gospodarzy zmalała do 6 oczek, tuż przed syreną obwieszczającą koniec trzeciej kwarty takim samym rzutem odpowiedział jednak Wojciech Szpyrka i dystans dzielący obie drużyny znów wynosił 9 punktów.

Jak się okazało było to przedostatnie trafienie gospodarzy w tym spotkaniu. Wojskowi będąc pod ścianą, czwartą część spotkania zagrali po prostu fenomenalnie. Najpierw ponownie Tomasz Źeleźniak trafił kluczowy rzut zza łuku na remis 60:60, a chwilę potem Jakub Musiał skończył kontrę wyprowadzając wrocławian na pierwsze od dawna prowadzenie. Gospodarze odpowiedzieli celnym layupem Pawła Hybiaka, były to jednak ich ostatnie punkty w tym spotkaniu. Kolejne bardzo ważne oczka po stronie Śląska dołożył Wojciech Jakubiak, który w ostatniej części gry powrócił na parkiet i koncertowo poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa. Na minutę przed końcem meczu Maciej Krakowczyk  trafił daggera zza łuku zwiększając przewagę przyjezdnych do 8 punktów i przypieczętowując tym samym najważniejsze w sezonie zwycięstwo wrocławian.

- Cel na to spotkanie był jeden - wyjść na parkiet i walczyć do końca o zwycięstwo. Wiedzieliśmy, że pierwszy mecz zagraliśmy bardzo słabo w ataku, więc to na pewno była rzecz do poprawy. Trzecia kwarta spotkania w Warszawie należała do gospodarzy i mogło się wydawać, że powinniśmy się pogodzić z kolejną porażką, gdy przegrywaliśmy ponad 10 punktami. Właśnie ta słabsza ćwiartka w naszym wykonaniu dała nam jednak impuls do pokazania naszej dominacji w ostatniej części meczu. Broniliśmy agresywnie, pomagaliśmy sobie nawzajem w obronie, co przekładało się również na skuteczną grę po drugiej stronie boiska. Mamy teraz dwa dni, aby przygotować się do decydującego spotkania w Kosynierce. Czeka nas na pewno po raz kolejny bardzo zacięty mecz oraz walka o każdy punkt, w końcu każdy wie jaka jest stawka – mówił po meczu szczęśliwy Maciej Krakowczyk.

Przed czwartą kwartą Trójkolorowi przegrywali 9 punktami, ostatnią część meczu wygrali jednak aż 22:2. Kluczowe okazało się granie w końcówce niską piątką, gdyż to właśnie taki układ podopiecznych trenerów Tomczyka i Krzykały pozwalał na najszybszy możliwy ruch piłki a jednocześnie zapewniał duże możliwości rzutowe z różnych części parkietu. Takie rozwiązanie okazało się najlepszą odpowiedzią na obronę warszawiaków. W oczy rzuca się bilans +/- trójki zawodników, którzy tworzyli piątkę znajdującą się w czwartej kwarcie na parkiecie.  Z Wojciechem Jakubiakiem w składzie Trójkolorowi byli +25, z Maciejem Krakowczykiem + 13, a Jakubem Musiałem +12. Ostatni skończył mecz z linijką 7 punktów, 4 zbiórek, 4 asyst i 4 przechwytów. Kapitan drużyny zaliczył 12 oczek, 5 asyst i 3 zbiórki, z kolei skrzydłowy m.in. dzięki trzem trójkom zdobył łącznie 13 punktów, do których dołożył 9 zbiórek i 3 asysty. Maćkowi Krakowczykowi nie udało się zdobyć double-double, ale dokonał tego Aleksander Dziewa. Środkowy trafił 5 z 8 rzutów z gry i zaliczył 13 punktów oraz taką samą ilość zbiórek. Choć nie był widoczny w końcówce meczu, niewątpliwie wywiązał się z powierzonego mu zadania. 8 oczek i 2 asysty zaliczył Michał Musijowski, który spędził na parkiecie ponad 26 minut. Rozgrywający przyzwyczaił nas do jeszcze lepszych zdobyczy w poszczególnych kategoriach, ale jego dzisiejsze statystyki nie odzwierciedlają do końca solidnego występu i roli, jaką odegrał w ataku Wojskowych, którzy zaliczyli 7 asyst więcej od rywala (19-12). 

Po stronie gości najlepiej punktowali Tomasz Rudko i Michał Wojtyński  - zdobywcy odpowiednio 16 i 13 punktów. Wspomniana dwójka oddała jednak aż 32 rzuty. Dużo lepszą skuteczność zaprezentował natomiast weteran Przemysław Lewandowski, autor 13 oczek przy skuteczności 5/8 z gry.

Po wygranej w stolicy i wyrównaniu stanu rywalizacji na 1:1 wydaje się, że to Trójkolorowi są w lepszej pozycji w walce o awans do finału rozgrywek. Dodatkowym atutem będzie oczywiście własny parkiet i wsparcie wrocławskiej publiczności, kluczowa może być jednak przewaga psychiczna, jaką w tym momencie zyskali zawodnicy Śląska. Oby została ona przekuta na zwycięstwo w trzecim, decydującym meczu i awans zarówno do finału jak i I ligi. Do zobaczenia w środę o 19 w Kosynierce! Hej Śląsk!


Adrian Łysek


Tabela

WKS Tabela