Rozczarowanie na początek półfinału
- Szczegóły
- Opublikowano: poniedziałek, 01, maj 2017 13:20
Jeszcze przed spotkaniem trudno było wskazać faworyta tej rywalizacji. Stołeczny klub również wygrał swoją grupę w sezonie zasadniczym i pewne było, że postawi Trójkolorowym trudne warunki. Tak też działo się od pierwszych minut sobotniego spotkania. Goście dzięki szybkiemu ruchowi piłki wypracowywali sobie przewagę w sytuacjach jeden na jeden i po zmianach krycia czy pompkach kreowali sobie pozycje do rzutu. Warszawska drużyna złożona z wielu doświadczonych graczy z łatwością wykorzystywała brak organizacji w obronie gospodarzy, a jednocześnie sama imponowała swoją defensywą. Wrocławianie w pierwszej kwarcie tylko cztery razy trafili do kosza z gry, zdobyli w niej 13 punktów, większość z linii rzutów osobistych.
Początek drugiej części spotkania był najlepszym okresem gry Trójkolorowych. Warszawiacy złapali chwilowy przestój, który gospodarze serialem punktowym 10-2 zdołali obrócić na swoją korzyść. W piątej minucie drugiej kwarty wyszli na ich jedyne w tym meczu prowadzenie 23:22. Niestety potem było już tylko gorzej. Skuteczność wrocławian spadła drastycznie, do zejścia na przerwę zdołali oni zdobyć jeszcze tylko jedno oczko przy aż 13 po stronie gości. Kibicom zgromadzonym w Kosynierce pozostało liczyć na lepszą drugą część spotkania, podopieczni trenerów Tomczyka i Krzykały niejednokrotnie pokazywali bowiem, że potrafią z przytupem wejść w trzecią kwartę.
Po powrocie na parkiet gra gospodarzy zaczęła wyglądać nieco lepiej, wciąż jednak olbrzymi problem sprawiało wrocławianom przedarcie się przez świetnie zorganizowaną obronę KK Warszawa. Sytuacje, w których Trójkolorowi mogli oddać rzut z czystej pozycji można było policzyć na palcach jednej ręki. Wysoka obrona pick’n’rolli i świetna współpraca pomiędzy wysokimi a niskimi defensorami gości pozwalały od razu zamykać przestrzeń do rozegrania, w rezultacie czego zasłony stawiane przez gospodarzy nie przynosiły zbyt wiele korzyści w ataku. To z kolei przekładało się na trud z sforsowaniem pierwszej linii obrony rywala. Akcje wrocławian nie miały odpowiedniego rytmu, często były szarpane. I choć goście zdobyli w tej kwarcie najmniej, bo tylko 10 punktów, ich przewagę udało się zmniejszyć tylko o 5 oczek.
Doświadczenie warszawian widoczne było przede wszystkim w ostatniej części gry. Wytrzymali oni presję, ani trochę nie obniżyli poziomu swojej gry i nie pozwolili Trójkolorowym się zbliżyć. Gra Wojskowych niestety przypominała nieco bicie głową w mur. Przewaga gości cały czas wynosiła około 10 punktów, ale w ostatnich pięciu minutach gry gospodarze zdobyli tylko 4 oczka. Tryumfowała żelazna defensywa warszawiaków połączona z przewagą doświadczenia w ataku.
- Ciężko cokolwiek powiedzieć na temat tego meczu. Po prostu był beznadziejny i nie wiem dlaczego tak wyszło. Jedyne co nam po nim zostało to irytacja i złość – mówił po spotkaniu sfrustrowany Dominik Wilczek, który tym razem do kosza nie trafił ani razu.
- Warszawiacy byli dobrze przygotowani taktycznie do meczu, znali wiele schematów naszego zespołu, ale tak naprawdę nie to było przyczyną porażki. Przegraliśmy mecz trochę na własne życzenie. Mimo taktycznych sztuczek przeciwnika wypracowaliśmy wiele pozycji rzutowych, ale po prostu nie trafialiśmy, to nie był nasz dzień. Zawsze w sezonie zdarzą się 2-3 słabsze mecze. Szkoda, że nastąpiło to akurat w tym ważnym starciu. Ale taki jest sport. Dobrze, że mamy słabe spotkania już za sobą i wierzę, że teraz będzie już tylko lepiej – dodał Jakub Musiał.
Było to prawdopodobnie najsłabsze spotkanie wrocławian w obecnym sezonie. W ciągu 40 minut gry zdobyli tylko 52 punkty, trafili 2 z 19 prób zza łuku i 12 z 21 z linii rzutów osobistych. Tak niska skuteczność miała swoje odbicie w deficycie punktowym względem gości. Ciężar gry na swoje barki starał się brać Mateusz Stawiak, zdobywca 17 punktów i 8 zbiórek. Oczka utrzymujące Trójkolorowych w grze zdobywali też na początku Maciej Krakowczyk (10 pkt, 3 przechwyty) oraz Jakub Musiał w końcówce (12 pkt, 4 zb, 5/8 z gry). Wczoraj swojego dnia nie mieli natomiast dotychczasowi liderzy: Wojciech Jakubiak zdobył tylko 1 punkt i połowę meczu spędził na ławce, a Aleksander Dziewa choć zebrał 9 piłek, to dołożył do tego tylko 2 oczka (1/8 z gry). Wstrzelić nie zdołał się wczoraj praktycznie żaden z graczy gospodarzy. Szukanie gry zewnętrznej nie przełożyło się na dobrą skuteczność. Prób zza łuku nie trafiali zawodnicy, którzy dotychczas w tym elemencie gry nie zawodzili - Krakowczyk (0/4), Jakubiak (0/3), Musiał (1/4) czy Wilczek (0/3). Zabrakło też wsparcia ławki, rezerwowi nie byli bowiem w stanie wprowadzić ożywienia do gry gospodarzy.
Po stronie KK Warszawa widać było natomiast zbilansowany atak. W meczu nie punktowało tylko dwóch graczy z całej ich kadry. Najlepsze zawody rozegrał rozgrywający Paweł Hybiak, zdobywca 17 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst i 2 przechwytów. 11 oczek dołożył Tomasz Rudko, 9 Krystian Koźluk, a po 8 Tomasz Jaremkiewicz, Michał Wojtyński i Michał Sarnacki.
Trenerzy Tomczyk i Krzykała mają teraz twardy orzech do zgryzienia. W ciągu tygodnia muszą przygotować swoją drużynę tak, by lepiej zorganizować defensywę a jednocześnie rozruszać ofensywę. Czy to przyniesie skutek w postaci zwycięstwa w Warszawie? Miejmy nadzieję. Rewanżowe starcie w stolicy już w następny weekend.
Adrian Łysek