Przegrana w cieniu kontrowersji
- Szczegóły
- Opublikowano: niedziela, 02, kwiecień 2017 14:36
W pierwszym meczu pomiędzy obiema drużynami nie było zbyt wiele emocji, za to ich ładunek w rewanżu, w zupełności zrekompensował niedobór sprzed tygodnia. Trójkolorowi weszli w mecz pewni siebie i świadomi swojej przewagi z ostatniego spotkania. Po trójce Tomasza Żeleźniaka prowadzili nawet 19:11. Jeśli chodzi o gospodarzy, ci prezentowali bardzo podobny styl, jak ten widoczny przy okazji starcia w Kosynierce. Z trudem przychodziło im wypracowanie sobie przestrzeni w ataku, dlatego grając bardzo agresywnie niemal w każdej akcji starali się wymuszać przewinienia wrocławian. Mało tego, w przypadku nawet najmniejszego kontaktu w obronie, padali na parkiet, żądając odgwizdania faulów w ataku. Niezbyt przyjemna dla oka taktyka okazała się jednak skuteczna. Opolanie wybili Trójkolorowych z rytmu gry, którym imponowali na początku spotkania i przed końcem pierwszej kwarty zbliżyli się na jeden punkt (19:20).
W drugiej części gry podopieczni Jędrzeja Sudy kontynuowali swój plan na to spotkanie. Gra była bardzo twarda i choć obie strony oczka zdobywały regularnie, to naprawdę musiały się napracować, by wykreować sobie otwarte pozycje do rzutów. Po stronie gospodarzy najbardziej wyróżniał się Wojciech Leszczyński, który szalał na dystansie (5/9 zza łuku) i był bardzo skuteczny na linii rzutów osobistych (9/12). Wynik 41:41 po drugiej kwarcie w pełni oddawał wyrównany przebieg meczu.
Po powrocie z szatni wydawało się, że w Wojskowych tchnięto nowe życie. Przez kilka pierwszych minut atak funkcjonował świetnie, goście dobrze odczytywali zachowanie rywala w obronie i raz za razem bezlitośnie to wykorzystywali. Efektem było ciężko wypracowane 7 punktów przewagi. Niestety tak szybko jak została ona osiągnięta, tak szybko została również zaprzepaszczona. Goście po raz kolejny zostali wybici z rytmu, tym razem przez kontuzję Tomasza Żeleźniaka. Skrzydłowy podczas wjazdu pod kosz nadepnął na stopę rywala i skręcił staw skokowy, przez co nie wrócił już na parkiet. Gospodarze trafili kilka rzutów przez ręce z trudnych pozycji i nabrali werwy. Przed czwartą kwartą prowadzili czterema punktami, a w ostatniej części gry wyszli nawet na ośmiopunktowe prowadzenie. Kluczowe trójki rzucili jednak Dominik Wilczek i Mateusz Stawiak. Przy stanie 82:82 posiadanie było po stronie Śląska, Jakub Musiał stracił piłkę, do kontry ruszył Wojciech Leszczyński, ale pod presją czasu spudłował i do rozstrzygnięcia okazała się być niezbędna dogrywka.
W niej Trójkolorowi osiągnęli 6-punktową przewagę. Kiedy wydawało się, że mecz jest już pod ich kontrolą, ponownie niezawodny tego dnia po stronie gospodarzy skrzydłowy pozwolił im wrócić do gry. Wojskowym nie pomogli też sędziowie, którzy najpierw nie odgwizdali faulu na Wojciechu Jakubiaku, a potem przyznali trzy rzuty osobiste za faul przy próbie za dwa punkty. Przy stanie 94:92 dla opolan, Dominik Tomczyk wziął czas. Posiadanie piłki było w rękach Trójkolorowych, a do końca meczu zostały 24 sekundy. W ostatniej akcji do kosza na remis trafił Michał Musijowski, do końcowej syreny zostało kilka sekund. Najlepszy tego dnia gracz gospodarzy dostał piłkę mniej więcej w połowie boiska, będąc atakowanym przez wrocławian, którzy za wszelką cenę nie chcieli dopuścić do próby z dystansu. Leszczyński zdołał jednak rozpaczliwie złożyć ręce do rzutu, sędziowie zagwizdali, a syrena końcowa wybrzmiała. Przez dłuższy moment nie wiadomo było jaka jest decyzja arbitrów. Ostatecznie przyznali oni trzy rzuty osobiste. Do końca meczu zostało 0.8 sekundy, Leszczyński trafił pierwszy rzut wolny, drugi spudłował, trzeci również, ale w taki sposób, że piłka spędziła w powietrzu czas potrzebny do zakończenia spotkania.
- Mecz był cały czas wyrównany, ani my ani opolanie przez całe spotkane nie zdołaliśmy wypracować sobie bezpiecznej przewagi. Największa różnica punktowa jaka dzieliła obie drużyny to osiem oczek, a prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Starcie nie było łatwe, było bardzo dużo kontrowersyjnych gwizdków, tak samo ostatni – ten na wagę zwycięstwa AZS-u. Oczywiście nie zgadzam się z nim, został użyty dobrą sekundę po rzucie Wojtka Leszczyńskiego. Niestety ta przegrana popsuła nam nieco humory i plany na przyszły tydzień, ale w środę w decydującym meczu u siebie zamierzamy pokazać kto tak naprawdę zasługuje na trzecią rundę play-off – mówił po spotkaniu Wojciech Jakubiak.
Ciężko opisać rozczarowanie jakie towarzyszyło Trójkolorowym po ostatniej syrenie. Dyskusje z sędziami na temat ich kontrowersyjnych decyzji zdały się na nic i trzeba było zaakceptować porażkę. Bez dwóch zdań najlepszym aktorem tego spotkania był wspominany wielokrotnie w relacji Wojciech Leszczyński, który skończył mecz z 32 punktami i 13 zbiórkami. Po stronie gospodarzy świetnie zagrali też Adam Cichoń (13 punktów, 11 zbiórek, 5 asyst), Jarosław Pawłowski (13 punktów, 6 zbiórek) oraz Piotr Suda (18 punktów, 2 asysty). W drużynie wrocławian świetne spotkanie rozegrali kapitan Wojciech Jakubiak (17 punktów, 9 asyst) oraz Mateusz Stawiak (18 punktów, 8 zbiórek). Dominik Wilczek i Aleksander Dziewa zagrali w swoim stylu. Pierwszy głównie dzięki trafieniom zza łuku uzbierał 15 oczek, natomiast środkowy miał 20 punktów i 8 zbiórek. Opolanie wyraźnie wygrali walkę na tablicy (41-28) i trafili dziesięć trójek, co zapewniało im utrzymanie się w grze w newralgicznych momentach spotkania.
O tym, kto zagra w III rundzie play-off zadecyduje więc trzeci mecz, który w środę odbędzie się w Kosynierce o 19. Oby przebiegał on według takiego samego schematu, jak poprzednie starcie tych drużyn w hali wrocławian. Hej Śląsk!
Adrian Łysek