PRZESPANY POCZĄTEK I PRZEGRANA Z ANWILEM
- Szczegóły
- Opublikowano: niedziela, 13, październik 2013 14:08
Dominique Johnson był jedynym graczem Śląska, do którego można mieć niewiele pretensji, fot. Norbert Bohdziul
Wrocławianie wyszli na to spotkanie sparaliżowania presją wytwarzaną przez tłum wrocławskich kibiców, którzy ekstraklasowego basketu spod znaku Śląska nie oglądali przecież w swoim mieście od wielu lat. Napięcie i wielkie oczekiwania wpłynęły przede wszystkim na niską skuteczność w rzutach z gry naszych graczy. Z obwodu nie trafiali ani Michał Gabiński ani Paweł Kikowski, spod kosza nie radzili sobie Radosław Hyży, ani Kevin Thompson.
Goście kontrolowali przebieg gry od pierwszej karty, która – jak się później okazało – całkowicie ustawiła przebieg rywalizacji. - Analizowaliśmy grę Śląska. Jest to ułożony zespół, który gra ułożoną koszykówkę. Chcieliśmy ograniczyć grę Skibniewskiego i Johnsona, dwóch koszykarzy, którzy są dużym zagrożeniem. To była moja decyzja i to się udało – powiedział po spotkaniu Milija Bogicević, trener Anwilu.
Włocławianie, mimo że grali na wyjeździe, zdecydowanie celniej rzucali, a także – a może przede wszystkim – mieli mniej strat. To właśnie te ostatnie pogrążały Śląsk najbardziej. Gdy wydawało się, że ekipa Milivoje Lazicia jest w stanie dogonić rywala i zmniejszyć straty do 6-8 punktów, brakowało składnej akcji, wykończenia, po prostu postawienia kropki nad „i”.
- Nie trafialiśmy bardzo prostych rzutów, a to jest już duży problem. Widziałem statystyki z tego pojedynku i nie rozumiem, dlaczego spotkanie potoczyło się tak, jak się potoczyło. Mieliśmy więcej oddanych rzutów wolnych i więcej zbiórek. O porażce zdecydował brak wykończenia podkoszowych akcji. Mamy młodą drużynę, która nie ma doświadczenia w ekstraklasie – podsumował trener Ślaska Milivoje Lazić.
"Kiko" chciał, ale niewiele mu wychodziło, fot. Norbert Bohdziul
- Wyszliśmy na to spotkanie bardzo ospali, a przeciwnik to skrzętnie wykorzystał – dorzucił rzucający Śląska Dominique Johnson.
W ekipie z Wrocławia trudno wyróżnić kogokolwiek prócz amerykańskiego strzelca, który na konferencji prasowej wziął zresztą winę za porażkę na siebie. – Winę za porażkę biorę na siebie. Szybko złapałem kilka przewinień i nie mogłem pomóc drużynie w pełnym wymiarze czasowym, przez co od samego początku musieliśmy gonić wynik. Następnym razem postaramy się, żeby taka sytuacja się nie powtórzyła.
Zdecydowanie poniżej oczekiwań zagrała cała resztą wrocławskich koszykarzy. Robert Skibniewski nie dyrygował partnerami, jak to miało miejsce w okresie przygotowawczym, a Michał Gabiński i Paweł Kikowski nie dziurawili kosza przeciwnika jak chociażby na turnieju we… Włocławku.
Śląsk przegrał pierwsze spotkanie u siebie z zespołem, który teoretycznie będzie jednym z faworytów tegorocznych rozgrywek. W kolejnych meczach powinno mu jednak być nieco łatwiej. W niedzielę Śląsk pojedzie do Tarnobrzegu na spotkanie z miejscowym Stabill Jeziorem, by 27 października, też w niedzielę, zmierzyć się w hali Orbita z Polpharmą Starogard Gdański.
WKS Śląsk Wrocław – Anwil Włocławek 61:73 [6:20, 18:16, 11:17, 26:20]
Punkty dla Śląska: Johnson 19, Kikowski 8 (1), Parzeński 6, Thompson 6, Skibniewski 5 (1), Sulima 4, Bubalo 4, Mroczek-Truskowski 4, Gabiński 3, Hyży 2
Punkty dla Anwilu: Graham 21 (3), Sokołowski 11, Mijatović 11 (3), Katnić 11 (1), Hajrić 8, Clanton 5, Kostrzewski 4, Witliński 2