"Moja święta wojna" - zwycięska praca

Z okazji zbliżającego się spotkania Śląsk Wrocław – Anwil Włocławek zorganizowaliśmy dla naszych kibiców konkurs „Moja święta wojna”, w których fani dzielili się swoimi wspomnieniami z tych konfrontacji. Za najlepszy uznaliśmy tekst pana Piotra Duszeńki. Oto on:

                                                                                                                                                                                                                       
Przed każdą serią finałową - jako kibic Trójkolorowych - byłem pewny, że wygramy. Marzyłem tylko, by decydujący mecz odbył się w Hali Ludowej… Na te chwile czekało się cały sezon. Moje pokolenia miało niewątpliwe szczęście dorastać jako naoczni świadkowie kariery Michaela Jordana i złotej ery Śląska. Dla mnie WKS był jak Chicago Bulls. Łatwo było porównać kapitana Macieja Zielińskiego do numeru „23” w ‘Bulls’, a Adama Wójcika do Scotti’ego Pippena. Z moim zamiłowaniem do basketu śledziłem równocześnie ligę polską, jak i NBA. I nigdy nie zawiodłem się na moich idolach.

Jako nastolatek z wielką dumą przechodziłem w klubowym szaliku i z biletem w ręku obok długiej kolejki, sięgającej aż po iglicę. Szedłem przekonany, że dziś feta, bo przecież pokonamy Anwil. Nie mają prawa wygrać w naszym mieście, z moją drużyną. Przy wejściu do hali w powietrzu czuć było nie tylko nerwową atmosferę, ale zapach miętowej maści rozgrzewającej – podczas finałów wyczuwalny bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Kilka razy siedziałem za koszem, bliżej ławki Anwilu i… cieszyły mnie słyszane nerwowe okrzyki po kolejnych „trójkach” wrocławian. Każdy zdobyty kosz przybliżał Śląsk do mistrzostwa, a ochroniarzy zabezpieczających wydarzenie do największego stresu w życiu. Musieli przecież opanować tłum, który w liczbie kilku tysięcy ludzi chciał wbiec na parkiet i rozebrać swoich idoli.

 

Wspomnienia z finałów Śląska z Anwilem to najlepsze sportowe wspomnienia, jakie przeżyłem, będąc ich bezpośrednim świadkiem. Przez te wszystkie lata udało mi się zebrać spore archiwum poświęcone Śląskowi, a bilety i artykuły z gazet po zdobyciu tytułu są bezcenne. 


Rywalizacja określana „świętą wojną” to nie tylko finały, ale też każdy ligowy mecz. Najbardziej bałem się spotkań wyjazdowych do Włocławka. Nie ze względu na wynik, ale na to, czy nic złego nie stanie się naszym koszykarzom. Stara hala Anwilu to nie było dobre miejsce do rozgrywania spotkań ligowych. Zdarzało się przecież, że zawodnicy Śląska podchodzili do meczu bez rozgrzewki, którą uniemożliwili lokalni kibice*, a autokar koszykarzy musiał być parkowany daleko od hali, najlepiej w innym mieście. Koszykarze WKS-u potrafili wygrywać jednak w każdych warunkach, choćby rzutem Jacka Krzykały z własnej połowy boiska…

Niezwykłą historią były pojedynki Macieja Zielińskiego z Igorem Griszczukiem. Grali na tej samej pozycji, przeciwko sobie i choć emocje sięgały zenitu, nigdy nie puściły im nerwy. No, może raz, gdy Igor groził podobno sędziom białoruską mafią. Zasadnicza różnica między oboma panami to ilośc zdobytych tytułów. 8:0 dla Zielińskiego.

Ważną rolę w rywalizacji odegrali obcokrajowcy. Dla mnie fenomenem był Charles O’Bannon w finałach roku 2000, wybrany MVP. Leworęczny zawodnik „wystrzelił” z formą na play-off, a jego agresywne wejścia pod kosz i wsady wprawiały całą Halę Ludową w osłupienie. Rok później fantastycznie zagrał inny Amerykanin – Harald Jamison.

Trudno powiedzieć, który zespół gromadził bardziej wartościowych zawodników zagranicznych. Pewne jest jedno – to my zawsze mieliśmy największe gwiazdy polskiej koszykówki. Oni tworzyli siłę zespołu, byli oparciem dla każdego trenera. Maciej Zieliński, Adam Wójcik, Dominik Tomczyk, czy Piotr Szybilski – to koszykarze, których kochał cały Wrocław. Dzięki nim prawdziwe stawało się hasło „Cała Polska w cieniu Śląska”.
Najbliższa „święta wojna” już 6 marca – w imieniu kibiców serdecznie zapraszam!

Piotr Duszeńko

Pełna lista zwycięzców i nagrodzonych TUTAJ. Wszystkim kibicom dziękujemy za udział i nadesłane prace!

*kibice Anwilu zarzucili serpentynami połowę parkietu, przeznaczoną przed meczem dla graczy Śląska, uniemożliwiając im rozgrzewkę. Wrocławianie zostali wtedy zmuszeni przeprowadzić mało efektywną rozgrzewkę na tej samej połowie, co zawodnicy gospodarzy - red.

Tabela

WKS Tabela