Czarna końcówka... bis

Kolejny raz do rozstrzygnięcia słupsko-wrocławskiego pojedynku w hali Gryfia potrzebna była dogrywka. Znów padła łupem Czarnych, którzy dowodzeni przez zdobywcę 36 punktów Jarela Blassinagme'a pokonali Śląsk Wrocław 91:84 i w serii do trzech zwycięstw prowadzą 2:0. Inna sprawa, że gdyby nie słaba końcówka w wykonaniu WKS-u do dogrywki w ogóle by nie doszło...

                                                                                                                                                                                                                       

Gdy minutę przed końcem podopieczni Emila Rajkovicia prowadzili sześcioma punktami, wydawało się, że ta zaliczka musi wystarczyć. Że gospodarze odrobić jej nie zdołają. Wydawało się... Proste straty WKS-u i fantastyczna dyspozycja Blessingame'a sprawiły, że Śląsk - choć w pewnym momencie IV kwarty prowadził 12 punktami - nie zdołał wygrać tego meczu. W ostatniej akcji tej ćwiartki piłkę miał Blessingame, rzucał za dwa na dogrywkę i... nie trafił! Całe nieszczęście 17-krotnych mistrzów Polski polegało na tym, że odbita od obręczy piłka spadła wprost w ręce gwiazdy gospodarzy, który równo z końcową syreną trafił dobitkę i doprowadził do dogrywki...

Dogrywki by nie było, gdyby nie fatalna końcówka w wykonaniu gości. Choć po pierwszej połowie przegrywali 38:46, w trzeciej kwarcie zrobili to, co często robią po wyjściu z szatni - zmiażdżyli rywali. Te dzisięć minut Śląsk wygrał 23:9, przed ostatnią ćwiartką prowadząć sześcioma oczkami. W niej przewaga wyniosła nawet 12 oczek, ale i to było za mało na Blessingame'a i spółkę. 

Spółkę z amerykańskim liderem Czarnych stworzył Mantas Cesnauskis. Litwin z polskim paszportem, który jeszcze w styczniu był graczem Śląska, zdobył tego wieczoru 15 punktów, czterokrotnie trafiając za trzy. Bardzo ważną trójkę trafił w dogrywce, choć i tak pozostawał w cieniu "J-Bless'a". Ten tylko w dodatkowych pięciu miutach zdobył osiem punktów, cały mecz kończąc ze zdobyczą 36 oczek. 

Kolejny raz WKS był o krok, o sekundy, o jeden celny rzut od pokonania Czarnych w Słupsku i zapewniania sobie komfortu w postaci "wygrywamy oba mecze w Orbicie - wygrywamy serię". Tak się jednak nie stało. Chociaż dużo lepiej niż w pierwszym meczu zagrał Jakub Dłoniak (17 pkt), a po 15 dorzucili Aca Mladenović i Roderick Trice, to było za mało. Fatalnie za trzy rzucał Ikovlev (0/5), sporo strat notował Wiśniewski (6), kolejny raz brakowało punktów z pozycji silnego skrzydłowego (Kinnard 5, Gabiński 2, Hyży 0).

Liczbą meczu dla Czarnych może być 13 - słupszczanie trafili właśnie tyle rzutów trzypunktowych (na 26 prób), zaliczyli tyle przechwytów i popełnili fauli. W tych trzech statystykach dorobek Śląska przentuje się dużo słabiej - 7 (na 22) za trzy, 10 przechwytów i aż 27 fauli. Prócz statystyk gospodarzom pomogły trzy bardzo istotne czynniki: kibice, przebłysk geniuszu Blessingame'a i... szczęście. We wtorek o 18:30, we wrocławskiej Orbicie, Śląsk będzie musiał zacząć odwracać losy tej rywalizacji. Wierzymy, że tak będzie. W końcu teraz to za WKS-em stać będzie pełna hala fanów. Do Słupska zamierzamy jeszcze wrócić...

Jędrzej Rybak

Energa Czarni Słupsk - WKS Śląsk Wrocław 91:84 (14:15, 32:23, 9:23, 23:17, 13:6)

Czarni: Blassingame 36(2), Cesnauskis 15(4), Gruszecki 10(2), Nowakowski 8(1), Mokros 6(2), Eziukwu 5(1), Pasalic 5(1), Shiloh 4(1), Borowski 2.

Śląsk: Dłoniak 17(3), Trice 15, Mladenović 15, Wiśniewski 13(1), Radivojevic 9(2), Kinnard 5(1), Ikovlev 4, Tomaszek 4, Gabiński 2, Hyży 0.

Tabela

WKS Tabela