- Szczegóły
-
Opublikowano: poniedziałek, 17, marzec 2014 12:01
Obaj przeżywają nowe koszykarskie żywoty – pierwszy, odkąd zastąpił kontuzjowanego Danny Gibsona i znów gra po 35 minut w meczu, drugi odkąd do powrotu do kraju zmusiła go polityczna sytuacja na Ukrainie i dopingowa afera Seka Henry’ego.
Środowe spotkanie koszykarskiego Śląska z AZS-em Koszalin, to nie tylko pojedynek o jak najlepsze rozstawienie przed meczami w dolnej szóstce, czy też walkę o play-offy. Oprócz pojedynku tegorocznego zdobywcy Pucharu Polski z trzecią ekipą poprzedniego sezonu, które w dodatku legitymują się obecnie identycznym bilansem wygranych do przegranych (9-12), będzie to również, a może przede wszystkim, starcie dwóch polskich rozgrywających. Zawodników, których koszykarskie życie 2 tygodnie temu wywróciło się do góry nogami.
Krzysztof Szubarga i Robert Skibniewski grają przeciwko sobie od wielu lat, fot. Krzysztof Ziółkowski
Robert Skibniewski za kadencji w Śląsku Milivoje Lazicia miał sytuację komfortową – wiadomo było, że będzie pierwszym rozgrywającym i minuty jak lata temu będzie miał zapewnione. Śląsk nie spisywał się jednak z Serbem na ławce rezerwowych tak, jakby tego we Wrocławiu oczekiwano, a i gra „Skiby” daleka była od spodziewanej. Problemy ze skutecznością, ciągła frustracja, niepewność po przyjściu Danny Gibsona. Zerowe zdobycze punktowe w meczach przeciwko Anwilowi, ledwie 2 oczka w 31 minut najważniejszego meczu sezonu z Rosą Radom w hali Orbita (przy 29 Gibsona).
Amerykański rozgrywający Śląska w kilka spotkań zresztą stał się niekwestionowanym liderem „Trójkolorowych” prowadząc ich do największych wygranych w sezonie – z liderującymi wówczas tabeli Czarnym Słupsk czy wicemistrzom Polski ze Zgorzelca. Rola Skibniewskiego malała z każdym tygodniem, podobnie jak jego pewność siebie.
Wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy Gibson zerwał ścięgno Achillesa w meczu przeciwko Asseco w Gdyni. Wtedy, nieprzygotowany jeszcze ani fizycznie ani tym bardziej mentalnie Skibniewski, nie potrafił z miejsca natchnąć swoich kolegów do lepszej gry. Potrzebował dwóch tygodni i pewności, że Klub w miejsce Gibsona nie sprowadzi już nikogo innego.
"Skiba"w meczu z Turowem, fot. Norbert Bohdziul
Od dwóch meczów Robert Skibniewski gra jak natchniony. I choć Śląskowi udało się wygrać „tylko” z Treflem, to porażka po pasjonującym i kontrowersyjnym meczu z wicemistrzami Polski ze Zgorzelca ujmy nie przynosi. Tym bardziej, że świeżo upieczony „tato-Skiba” po raz kolejny zagrał jak profesor.
Średnie Skibniewskiego z okresu gry przed kontuzją Danny Gibsona gdy musiał dzielić z nim grę na „jedynce” to 25 minut i ledwie 6 punktów i 3 asysty przy skuteczności poniżej 30% (w piątce najgorszych w lidze). Średnie Skibniewskiego z ostatnich dwóch świetnych spotkań Śląska we Wrocławiu to 35 minut, 18 punktów, 7 asyst 4,5 zbiórek i EVAL na poziomie 23 (dla przykładu najlepszy w lidze pod względem EVAL J. P. Prince osiąga 19,9)!
Skibniewski tak rewelacyjnych rezultatów nie osiągał od dwóch lat – ani w Koszalinie (gdzie przecież rozpoczął zeszły sezon), ani na Słowacji, ani na początku tego roku. Poradził sobie w starciach ze sprytnym Litwinem Vasiliauskasem, czy całą armią obwodowych PGE Turowa.
W środę w hali Orbita przyjdzie mu stawić czoła kolejnej nowej-starej gwieździe Tauron Basket Ligi, którą zna doskonale, i z którą przez lata rywalizował o miano drugiego rozgrywającego reprezentacji Polski (pierwsze zawsze było „zarezerwowane” dla Łukasza Koszarka) – Krzysztofowi Szubardze.
Były kapitan Anwilu Włocławek, a od dwóch tygodniu gracz AZS-u Koszalin, sezon rozpoczął na Ukrainie. Pierwszy w karierze wyjazd zagranicę rozpoczął się dla niego obiecująco – w ekipie z Mikołajewa został podstawowym playmakerem, a nawet kapitanem. Grając średnio przez 30 minut notował zwykle ok 12 punktów, 4 zbiórek i 6 asyst. I pewnie na żadną ofertę z Polski by nie przystał, gdyby nie konflikt zbrojny na Ukrainie, który dla zawodników zagranicznych grających w tamtejszej lidze oznaczał jedno – sygnał do natychmiastowego odwrotu.
"Szubi" z koszulką AZS Koszalin, fot. Norbert Bohdziul
Kto wie, gdzie znalazłby się popularny „Szubi” (i czy tak szybko znalazłby nowego pracodawcę), gdyby w krwi gwiazdy AZS-u Koszalin Seka Henry’ego kilka tygodni wcześniej nie znaleziono śladowych ilości środków dopingujących (Amerykanin został przez to zdyskwalifikowany na 3 miesiące). I choć w składzie AZS-u ciągle pozostawał Oded Brandwein, włodarze „Akademików” długo się nie wahali.
Szubarga wrócił zatem do Tauron Basket Ligi, gdzie spędził ostatnich kilkanaście lat zawodowej gry w koszykówkę, ponownie, niemal z marszu, stając się liderem nowej drużyny i gwiazdą całej ligi. W dwóch pierwszych spotkaniach AZS-u, reprezentant kraju gra średnio 34 minuty i zalicza 18,5 punktów, 5 zbiórek i 4 asysty, przy EVALU 21.
Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, jacy zawodnicy będą decydować o ewentualnym zwycięstwie swojego zespołu podczas środowej potyczki we wrocławskiej hali Orbita (początek meczu o godzinie 20:00), już powinien być z nich wyleczony.
Śląsk kontra AZS, to „Skiba” kontra „Szubi”.