SEZON DOGRAMY GODNIE – WYWIAD Z JERZYM CHUDEUSZEM (CZĘŚĆ II)

Oto ciąg dalszy rozmowy z Jerzym Chudeuszem. Druga część poświęcona jest koszykówce, a zwłaszcza Śląskowi. Trener szczerze i szczegółowo wyjaśnia, co poszło nie tak, jaka przyszłość czeka drużynę, co zrobić, aby poradzić sobie bez Danny’ego Gibsona. Gdy przejmował Pan zespół od Milivoje Lazicia, celem była pierwsza szóstka. Po porażce w Gdyni szanse pozostały już tylko matematyczne. Dlaczego się nie udało? Sytuacja tej zmiany, jaka nastąpiła w grudniu, była dla mnie trochę zaskakująca. Lazić budował zespół i wydawało mi się, że to on będzie go w dalszym ciągu prowadził i będzie brał za to pełną odpowiedzialność. Był to długi okres – przygotowawczy, a później 4 i pół miesiąca sezonu. Wydarzenia się tak potoczyły, a z racji tego, że to ja byłem z zespołem najbliżej, to mi zaproponowano to zajęcie. Nie będę ukrywał, że przejmowałem drużynę z mieszanymi uczuciami trochę. Było jasne, że z tym zespołem – chodzi mi o personalia – nie da się nic więcej zrobić. Więc trzeba próbować wyciągnąć z niego to, co się da najlepszego, w takim kształcie, jakim jest. Nie wiem, czy to się na 100% udało. Czy zespół wygląda i gra tak, jakby trener sobie życzył? Nie wiem, czy jest taki trener, który powie, że jego zespół gra tak, jakby sobie tego życzył. Kiedyś nauczyli mnie, że tworzy się pewien model mistrza czy model zespołu. I to jest zawsze coś, do czego się dąży. Czasem jest ciężko, a czasem jest to wręcz nierealne. Ale wszystko jest zawsze oceniane wynikami. Jeżeli zespół osiągnie zamierzone wyniki, to można powiedzieć, że grał blisko tego, jak trener chciał. Jeżeli nie, to coś nie zafunkcjonowało i myślę, że tak jest trochę w przypadku naszego zespołu. Teraz trzeba postawić przed sobą nowy cel. Jaki on będzie? Tak jak Pan powiedział, szóstka jest stracona. Różne rzeczy się na to złożyły – oczywiście, można powiedzieć, że to usprawiedliwianie się – ale w ważnych meczach mieliśmy problemy z kontuzjami, w kluczowych momentach trochę nam się to posypało. No i zabrakło nieco szczęścia… Szczęścia? Może przy dogrywkach. Tu mowa o tym nieszczęsnym meczu z Rosą Radom. Mieliśmy szansę w regularnym czasie, kiedy na trzy sekundy z kawałkiem mieliśmy sytuację podkoszową. Piłka znalazła się, gdzie miała się znaleźć. Później trudno było ocenić, dlaczego Paul nie kończył akcji, tylko szukał jeszcze podania. To są zawsze niuanse – przy dogrywkach. Tak samo jak w Zielonej Górze. Tam też mieliśmy w końcówce taką szansę. Nie udało się, a później w dodatkowym czasie to już była herbata po obiedzie. Czyli możemy ustalić, że trzeba teraz pilnować pierwszej ósemki, awansu do playoffów. To może być cel? Zdecydowanie. W tej chwili z zespołu odpadł nam Danny Gibson. Nie mamy możliwości wykonywania jakiś ruchów, trzeba szukać pośród naszych zawodników, co już się praktycznie dzieje, bo na chwilę obecną próbuję Adriana [Mroczka-Truskowskiego], żeby spełniał pomocniczą rolę dla Roberta Skibniewskiego, bo tych spotkań jest jeszcze naprawdę wiele. Chcielibyśmy się znaleźć w tych playoffach. Teraz mamy 3 spotkania do końca, później jest następnych dziesięć i one będą w tempie dosyć szybkim, bo w tygodniu będą 2 mecze, więc to będzie obciążające. Właśnie, ciekawe, czy „Skiba” z Adrianem wytrzymają to fizycznie. Nie są już młodzieńcami. I to są te znaki zapytania, które stoją przed nami. Trzeba się zastanawiać, pracować. Adrian jest zawodnikiem już doświadczonym. Oczywiście, nie gra nominalnie na tej pozycji, ale wierzę w jego doświadczenie, umiejętności. Ktoś przecież będzie musiał być drugą jedynką. Taka jest prawda. Jest to w pewnym sensie wymuszone, ale nie ma co załamywać rąk i rozpaczać. Trzeba się z tą nową rzeczywistością zmierzyć. Czy Śląsk bez Gibsona ma szanse powalczyć w playoffach z najlepszymi? Będą niespodzianki? Pana zespół już pokazał, że lepiej radzi sobie, kiedy nie jest faworytem. No, właśnie to jest to i to jest to pytanie. Kiedy brakuje Gibsona, doświadczenie Roberta będzie bardzo ważne. Tak naprawdę nigdy nie było tak, że Robert był zawodnikiem rezerwowym. Gibson dawał punkty, był bardziej spektakularny, ale tu nie mam obaw. Wierzę, że teraz ciężar rozłoży się troszkę szerzej. Że wrócą te ważne dla nas rzeczy, na przykład skuteczność. Myślę tu o obwodowych zawodnikach – Kikowskim, Johnsonie, Maleseviciu. Nie można zapomnieć o jednej rzeczy. Że Śląsk po wielu latach wrócił do ekstraklasy. Od okresu przygotowawczego cel był jeden – awans do pierwszej szóstki. Od sierpnia do momentu tego nieszczęsnego meczu z Asseco Śląsk walczył z presją zrealizowania tego zadania. Wiadomo, że Wrocław zawsze oczekuje wyników i spotkań na najwyższym poziomie. No tak, wielkie tradycje, wielkie oczekiwania. To jest zawsze jakieś obciążenie. Uważam jednak, że zawodowcy, profesjonaliści – bo to przecież nasz środek do życia i tak powinniśmy siebie nazywać – powinni sobie radzić z tym, że są oczekiwania, jest presja. Nie zawsze się to oczywiście udaje. Nasz zespół wielokrotnie pokazał jednak, że na swojej sali, przy wsparciu kibiców, w swoim obiekcie czuje się lepiej, pewniej. Na wyjazdach wyglądało to zdecydowanie inaczej i to jest pewien problem. Myślę, że to jest sfera psychologii troszkę. Zabrakło nam wyjazdowych punktów, aby wymarzony cel górnej szóstki osiągnąć, ale Śląsk to zespół z potencjałem, a najlepszym dowodem tego, co mówię jest ten Puchar Polski. To ogromne osiągnięcie. Tak, to jest spory sukces. Zawodnicy pokazali olbrzymią determinację. Nasza hala, nasza twierdza i to z zespołami z czuba, bo to przecież Anwil, to Turów. Pokazaliśmy, że u siebie potrafimy być naprawdę groźni. "Gabi" nie tylko rzuca za 3 - przekonuje trener Chudeusz, fot. Norbert Bohdziul W finale błysnął Michał Gabiński. Zastanawiam się, dlaczego nominalna czwórka jest groźna przede wszystkim na obwodzie. Nie próbowaliście z trenerem Jankowskim przekonać go, żeby grał bliżej kosza? Wszyscy postrzegają Gabińskiego jako gracza bardziej obwodowego – i nie da się ukryć, że w meczach pucharowych rzutami trzypunktowymi nam niezwykle pomógł. Kiedy jest taki zawodnik na obwodzie, to rozciąga defensywę, poszerza pole manewru pod koszem. Wtedy w trumnie jest łatwiej, bo obrona jest skupiona i zaczyna koncentrować się na obwodzie. To najprostsza koszykówka, jaka może być – do środka i na zewnątrz. I Gabi tu pasuje. Nigdy nie był zawodnikiem, na którym spoczywa ciężar gry lub, wokół którego buduje się zespół. Myślę, że wielu ludzi nie docenia ogółu pracy Gabińskiego. Rzuty trzypunktowe to taka wartość dodana z jego strony. A on wykonuje wiele innych rzeczy. To bardzo charakterny chłopak, sprawdza się dobrze w defensywie, jest twardym zawodnikiem, nie ma rozterek, wie, czego się od niego oczekuje i stara się to robić jak najlepiej. W tej chwili trzeba będzie szukać innych rozwiązań. Z Gabińskim czy Parzeńskim, który niestety ma lepsze i słabsze momenty. Jeszcze jest młody, potrzebuje ogrania. Z tą młodością bym tak nie szalał, bo to już nie jest tak bardzo młody chłopak. Powiedziałbym młody, jeżeli chodzi o granie. Po prostu nieograny. Dokładnie, myślę że to jest to. Bo tu nie wiek jest istotny. On przecież spędził sporo czasu we Włoszech, siedział tam, niewiele grywał, gdzieś tam w jakiś słabszych zespołach. Myślę, że potrzeba mu jeszcze takiej twardości, profesjonalnego grania. Jako młody chłopak też lubił grać na obwodzie. Teraz musi przywyknąć do kontaktu, walki. Jego parametry są imponujące, a możliwości ma olbrzymie, tylko jeszcze nie do końca je pokazuje. Brakuje mu troszkę pewności siebie, charakteru. Skoro już jesteśmy przy konkretnych nazwiskach: obserwuję mecze z boku i zastanawia mnie postać Malesevicia. To gracz z wielkim potencjałem, ułożony rzut, trafia, wchodzi pod kosz, pomaga na deskach, asystuje, ale coś się tu całości nie trzyma. Trzeba zdać sobie sprawę z jednego – Nikola jest Serbem, tam miał swoje początki. Później wyjechał do Ameryki, spędził tam kilka lat i tam zaszły pewne zmiany w psychice młodego człowieka. Koszykówka serbska jest inna niż amerykańska – to nie ulega kwestii. Myślę, że on jest trochę rozchwiany. Czyli musi się przystosować do nowych warunków. Myślę, że tak. To jest jego pierwszy profesjonalny klub. A w collegu jest różnie. Miałem do czynienia z wieloma amerykańskimi zawodnikami po collegach. Oni byli w szoku. Jeden zawodnik powiedział mi: no, trenerze, jak to? Tyle reprymend za niecelne rzuty? I ja mówię do niego: słuchaj, ty przyjechałeś tutaj grać, zarabiasz pieniądze, więc oczekiwania są zupełnie inne. No, a w college mogłem sobie rzucać, nie trafiać, popełniać błędy i nikt nie miał do mnie pretensji, odpowiada. Tak, tylko, że w na uczelni jesteś 4 lata, tam na ciebie patrzą, a margines błędów jest olbrzymi. A tutaj przyjeżdżasz do profesjonalnego zespołu, który szybko oczekuje wyników – bo tak często jest. I tu jest duże zaskoczenia dla zawodników, którzy przyjeżdżają ze Stanów. Dla nich to jest szok. To jest szok, że oni nie mają prawa na tak duże ilości błędów. I myślę, że to właśnie dotknęło Malesevicia. Kontuzja Gibsona mocno pokrzyżowała plany trenerowi Chudeuszowi, fot. Norbert Bohdziul Nad którymi elementami gry będziecie pracować w przerwie na Mecz Gwiazd? Mecz z Asseco pokazał bardzo dobitnie, że mamy jeszcze spore problemy w ataku. Jeżeli drużyna Stelmetu w regularnym czasie rzuca nam 66 punktów, Asseco też nie zdobywa ich tak dużo, bo 64, to z obroną nie jest źle. Natomiast nasz atak jest kłopotem. W którymś momencie zabrakło nam skuteczności, może też konsekwencji. W meczu w Gdyni to chyba właśnie wpływ braku Gibsona. To na pewno w jakimś sensie tak było, ale zespół liczy dwunastu zawodników. Więc zawsze brak dyspozycji czy obecności jednego, rekompensować powinien następny, ale tak jest często tylko w teorii. Ale to rzeczywiście atak. I nad tym trzeba mocno popracować, bo czekają nas trudne mecze. Proszę zauważyć, że zespoły z dolnej części się powzmacniały. Mówię tu o Polpharmie, Siarce. Zaczynają łapać lepszy rytm, więc to będą bardzo wymagające spotkania. A czego potrzebuje Śląsk, aby znów walczyć o mistrzostwo kraju z najlepszymi? To jest truizm, ale potrzebne są środki, żeby budować zespół. Drużynę tworzy się od maja, czerwca do momentu rozpoczęcia rozgrywek. Trzeba zestawić zespół, żeby był zbilansowany, nie nastawiony tylko na obronę czy wyłącznie na atak. Żeby osiągać sukcesy, trzeba mieć kompletną grupę ludzi z charakterem, zadaniowych i takich zawodników, którzy będą realizowali tę widoczną część koszykówki, czyli spektakularne akcje, zdobywanie punktów. Muszą pokazywać pewności siebie i to jest najistotniejsze. Takie zespoły już były – jak pan pamięta najlepsze lata Śląska, pan to widział… - charakteryzowały się niezwykłą zaciętością, walecznością od początku do końca. Gryzieniem parkietu… Tak jest. I taki zespół trzeba stworzyć. Żeby walczyć, gryźć, należy mieć ludzi z charakterem. Do tego żeby grać efektownie i efektywnie, potrzeba też mieć ludzi z talentem. Ale myślę, że ten sezon jest powrotem do elity i jestem przekonany o tym, że Śląsk w dalszym ciągu będzie się liczył, bił o te najwyższe cele. Na razie jest to sezon, nazwijmy to, rozbiegowy. To i tak jest całkiem nieźle, jak na powrót po kilku latach nieobecności. Jestem tego samego zdania. Ale zawsze jest to oceniane przez pryzmat wyniku. Wyniki przyjdą z czasem. Też tak uważam. Jestem trenerem zawsze optymistycznym i tak nastawiam zespół. Trzeba wierzyć, że efekty przyjdą, patrzeć optymistycznie w przyszłość Śląska. A ten sezon, proszę mi wierzyć, będziemy się starać dograć godnie. O, może tak to określę. I myślę, że to jest kwintesencja. Rozmawiał Błażej Organisty

Tabela

WKS Tabela