- Szczegóły
-
Opublikowano: piątek, 17, styczeń 2014 11:21
Spokojne i kontrolowane zwycięstwo zapewnili sobie w meczu z Kotwicą Kołobrzeg zawodnicy Śląska Wrocław, którzy pokonali przeciwnika 79:65. Wyraźnie wyluzowani gospodarze prowadzili od początku do końca, a spotkanie bardziej przypominało piknik, niż ligowe starcie o punkty.
Już początek spotkania, seria 7:0 dla WKS-u ,pokazał, jak będzie wyglądało całe starcie. Śląsk przeważał w każdym aspekcie gry. Zespół z Kołobrzegu próbował rewanżować się punktami spod kosza, na tablicach prym wiódł Terrell Parks, ale to było za mało.
W drużynie gospodarzy ciężar gry rozkładał się równo. Trafiali zarówno podkoszowi (Miller, Parzeński) jak i obwodowi gracze (Kikowski, Gibson). Akcję 2+1 dołożył jeszcze Hyży, lecz dzięki dobrej grze Parksa, przewaga gospodarzy nie była jeszcze bardzo wysoka – na koniec I kwarty wynosiła 6 punktów.
- Śląsk naciskał cały mecz, od początku, gratulacje dla nich. My byliśmy osłabieni brakiem m.in. Callahana, graliśmy w siódemkę, to za mało by wygrać we Wrocławiu. Oby do następnego meczu nasi zawodnicy wyleczyli kontuzje i z Asseco będziemy już skuteczniej walczyć o punkty – mówił po porażce Grzegorz Arabas, kapitan Kotwicy.
Radosław Hyży zebrał z tablic aż 11 piłek, fot. Norbert Bohdziul
Druga kwarta to „one man show” Roberta Skibniewskiego. To był taki „Skiba”, jakiego we Wrocławiu chcemy oglądać. 12 punktów rozgrywającego pozwoliło Śląskowi jeszcze powiększyć przewagę, mimo skutecznej gry podkoszowych z Kołobrzegu. Pod tablicami toczyły się ciekawe pojedynki duetu Miller&Parzeński z dwójką Parks&Bigus. Walka wysokich była wyrównana, ale „mali” Śląska dominowali na obwodzie. Gospodarze nie grali jednak tak szybko i skutecznie jak w ostatnim meczu w Orbicie, przeciwko Polpharmie.
- Wygraliśmy, ale nie zaprezentowaliśmy takiego stylu, jakiego chcieliśmy, plan na mecz był inny. Chcemy poprawić różne elementy gry, ponieważ teraz czekają nas trudne mecze. Ważne, byśmy je wygrywali, ponieważ chcemy awansować do czołowej szóstki, a w tabeli jest ogromny ścisk – skomentował Adrian Mroczek- Truskowski, kapitan WKS-u.
Kolejne minuty spotkana były bardziej wyrównane. Głównie za sprawą dobrej gry Arabasa i Piechowicza oraz słabszej skuteczności Wojskowych. Punkty Parzeńskiego oraz „trójka” niezawodnego Kikowskiego (zostawanie po treningach, by ćwiczyć rzuty dystansowe, nie idzie na marne) nie pozwoliły jednak zbliżyć się przyjezdnym z północy na mniej niż 10 oczek. Słabo grali najlepsi e tym sezonie strzelcy wrocławian – Gibson i Johnson. Rozgrywający Śląska brak punktów nadrabiał jednak asystami (8 w całym meczu), ale popularny DJ w całym spotkaniu oddał tylko jeden(!), w dodatku niecelny, rzut z gry i wzbogacił konto punktowe zespołu o zaledwie jedno oczko.
- Gratuluje Śląskowi, ale również moim zawodnikom. Walczyli dzielnie, mimo że graliśmy w siódemkę przeciw dysponującemu szeroką ławką przeciwnikowi. Dał się we znaki brak kilku graczy spowodowany kontuzjami i chorobami. Przede wszystkim zawiodła jednak skuteczność, wszystkich rzutów, tak samo osobistych jak i dystansowych. To był klucz do naszej porażki- powiedział Tomasz Mrożek, trener drużyny gości.
Ostatnie fragmenty spotkania to wyczekiwanie końcowej syreny przez obie ekipy. Często drużyny odpuszczały grę w obronie, zdarzały się proste błędy i bardzo niecelne rzuty (Gabiński, Malesević). Ze strony gości ciągle szalał duet podkoszowych Parks i Bigus, którzy w sumie zdobyli ponad połowę punktów druzyny i zebrali 25 piłek z tablic. W tej ćwiartce z dobrej strony pokazali się, słabi przez resztę meczu, rezerwowi wysocy Śląska – Sulima i Gabiński. Pierwszy zdobył 6 punktów spod kosza, a silny skrzydłowy trafił „za trzy”, a także popisał się efektownym wsadem, wzbudzając tym wesołość wśród kolegów z drużyny („pierwszy jego wsad od wielu lat”). Kilka punktów do swojego niezbyt imponującego dorobku dorzucił też Gibson i Śląsk wygrał ostatecznie 79:65. Gra wrocławian z każdą kwartą wyglądała jednak gorzej, o czym nie omieszkał wspomnieć trener Chudeusz.
"Gabi" zaliczył najefektowniejszą akcję meczu, fot. Norbert Bohdziul
- Zwycięstwo cieszy, ale nie takiego spotkania oczekiwałem. W ostatnich dwóch meczach graliśmy o klasę lepiej. Nie spodobało mi się, że zawodników zdekoncentrowało osłabienie rywali. Nie ustabilizowany jest nasz szybki atak, niedokłdanie graliśmy w ataku pozycyjnym. Powtarzam zawodnikom, że jak dobrze i mądrze gramy w ataku, wtedy łatwiej i lepiej jest w defensywie. Dziś traciliśmy „frajerskie” punkty, bo nie organizowaliśmy się w obronie po złych atakach. Trzeba to szlifować przed czekającymi nas trudnymi meczami – zakończył Jerzy Chudeusz, szkoleniowiec gospodarzy.
Śląsk nie zagrał spektakularnego meczu, ale był skuteczny, dobry na tablicach, a przede wszystkim dysponował dużo szerszym składem niż rywale (punkty zmienników 39:3). Gdy brakowało punktów Johnsona, trafiał Skibniewski, a kiedy słabiej zbierał „Parzyk”, wyręczał do Hyży. Wyrównany skład wrocławian zaważył na triumfie. Następny mecz to trudne i ważne spotkanie na wyjeździe z Czarnymi Słupsk. Z Kotwicą Śląsk nie zachwycił, ale… patrz tytuł.
Jędrzej Rybak
WKS Śląsk Wrocław – Kotwica Kołobrzeg 79:65 (19:13, 23:15, 19:16, 18:21)
Punkty dla Śląska: Skibniewski 14 (2), Kikowski 12 (3), Parzeński 10, Gibson 9 (1), Sulima 8, Miller 8, Gabiński 5 (1), Hyży 5, Mroczek-Truskowski 4, Malesević 3, Johnson 1
Punkty dla Kotwicy: Parks 20, Bigus 13, Arabas 13 (2), Sapp 9, Piechowicz 7, Żołnierczuk 3 (1), Ciechociński