Właściwy kurs utrzymany
- Szczegóły
- Opublikowano: niedziela, 09, kwiecień 2017 13:54
Choć to goście rozpoczęli mecz od celnej trójki, podopieczni trenerów Tomczyka i Krzykały od pierwszych minut spotkania pokazywali, która drużyna jest faworytem tego starcia. Serial punktowy 15-0 pozwolił im dosyć szybko wyjść na wysokie prowadzenie. Największy w nim udział miał Dominik Wilczek. Rzucający w pierwszej kwarcie trafił trzy trójki i zdobył 13 z 27 punktów Śląska. Odpowiedzieć postanowił mu Maciej Cukierda – skrzydłowy z Łowicza, który w końcówce 1Q rzucił osiem punktów z rzędu i zniwelował przewagę Śląska do 7 punktów.
Trójkolorowi grali w tym meczu falami. Słabszy początek drugiej ćwiartki sprawił, że goście zbliżyli się na dystans jednej akcji. Swój atak opierali oni przede wszystkim na grze na obwodzie i półdystansie. Ze względu na skromne warunki fizyczne większości graczy, Łowiczanie wykorzystywali strefę podkoszową w niewielkim stopniu. Imponowali natomiast selekcją rzutów, grając z dobrą skutecznością nawet przy dobrej obronie Śląska. Przewaga w „trumnie” została natomiast błyskawicznie zauważona i wykorzystana przez Trójkolorowych w ataku. W polu trzech sekund dzielił i rządził Aleksander Dziewa, który raz za razem bez problemu ustawiał sobie pod koszem rywala, po czym kończył akcje. Do przerwy zdobył 15 z 49 punktów gospodarzy, goście do Wojskowych tracili jednak wciąż tylko 8 oczek.
Po raz kolejny wrocławianie po wyjściu z szatni zaprezentowali jeszcze lepszą grę niż wcześniej. Trzecią kwartę rozpoczęli od kolejnego serialu punktowego – tym razem 10:0. Dziewa dwukrotnie ograł rywala w swoim podkoszowym królestwie, Jakub Musiał trafił trójkę i przewaga Śląska błyskawicznie urosła do 18 punktów. Był to jeden z ważniejszych momentów tego meczu. Trójkolorowi złapali wiatr w żagle i choć rywale kilkukrotnie dochodzili ich na różnicę 11 punktów, to było to wszystko, na co pozwalali tego dnia gospodarze. Przed decydującą częścią meczu prowadzili 71:55.
Wojskowi urządzili sobie na parkiecie Kosynierki prawdziwy festiwal bloków. Z czterema na koncie, najlepszy w tym aspekcie był Olek Dziewa. Ostatnią kwartę gospodarze przegrali 18:24, ale i tak w jej trakcie prowadzenie wrocławian sięgnęło nawet 21 punktów. Ostatecznie skończyło się na 10 oczkach różnicy, a Śląsk ze spokojem i wyrachowaniem dowiózł zwycięstwo do końca (89:79).
- Wiedzieliśmy, że mamy przewagę wzrostu i możemy ją wykorzystać. Byliśmy dobrze pogotowani do walki z drużyną z Łowicza. Wiedzieliśmy kogo i w jaki sposób trzeba mocniej kryć, a kogo możemy nieco odpuścić. Jesteśmy świadomi tego, że mecz rewanżowy nie będzie tak łatwy, jak ten u siebie. To są play-offy, III runda i do każdego spotkania trzeba podchodzić w stuprocentowym skupieniu. Nasi rywale nie mają już nic do stracenia, wiedzą, że aktualny stan rywalizacji to 1:0 dla nas i na pewno na własnym terenie będą jeszcze groźniejsi – mówił po meczu Mateusz Stawiak, który kolejny raz dał solidną zmianę z ławki (8 punktów, 3 zbiórki).
Aleksander Dziewa bez dwóch zdań był najbardziej dominującym zawodnikiem tego spotkania. Skończył je z linijką 24 punktów, 7 zbiórek, 4 bloków i 3 przechwytów. Dominik Wilczek ostatecznie zanotował 19 punktów (7/11 z gry), do których dołożył po 3 zbiórki i asysty. Godny podkreślenia występ zanotował po raz kolejny Maciej Krakowczyk, któremu zabrakło zbiórki i 3 asyst do zaliczenia triple-double (12 punktów, 9 zbiórek, 7 asyst). Co ciekawe, po stronie gospodarzy jeszcze bliżej takiego wyczynu był rozgrywający Hubert Makuch – zdobywca 16 punktów, 9 zbiórek i 9 asyst. Wspominany wcześniej Maciej Cukierda skończył mecz ze zdobyczą 18 punktów (7/11 z gry). Obie drużyny trafiły dokładnie tyle samo trójek (7/18), gołym okiem widać jednak przewagę w skuteczności rzutów za dwa punkty (61.4% po stronie Śląska, 46% po stronie Księżaka). Trójkolorowi w całym meczu rozdali aż 24 asysty.
Przed koszykarzami Śląska teraz zasłużony świąteczny odpoczynek. Zmagania ligowe zwalniają na moment na czas Wielkanocy, do gry wrocławianie powrócą jednak już 22 kwietnia. Właśnie wtedy udadzą się do Łowicza po zwycięstwo, które zagwarantuje im obecność w gronie czterech najlepszych ekip II ligi. W meczu naszych potencjalnie następnych rywali KK Warszawa wygrał 62:54 z AZS-em AWF Mickewicz Romus Katowice. Hej Śląsk!
Adrian Łysek