RZUT OKA: PO EGZAMINIE W ORBICIE AKADEMIKÓW CZEKA POPRAWKA
- Szczegóły
- Opublikowano: czwartek, 21, listopad 2013 14:48
Dziewczyny Śląska jak zawsze trzymały poziom, fot. Norbert Bohdziul
FAKT: Śląsk Wrocław jest dwunastokrotnym zwycięzcą Pucharu Polski. Ostatni raz trofeum trafiło nad Odrę w sezonie 2004/2005. W poprzedniej edycji, I-ligowy wtedy WKS, odpadł z Anwilem Włocławek. AZS rok temu grał w finale tych rozgrywek (jako gospodarz imprezy), ale musiał uznać wyższość Trefla Sopot. Wtorkowy mecz rozegrany w Hali Orbita zakończył się pięciopunktowym zwycięstwem gospodarzy. Jeżeli w rewanżu, 21 grudnia w Koszalinie, Śląsk Wrocław ponownie wygra lub przegra różnicą nie większą niż czteropunktową, będzie w II rundzie IBC.
ZAWODNICY: Trener Śląska, Milivoje Lazić, znów zdecydował się zmienić pierwszą piątkę. Taka sytuacja miała miejsce w tym roku już po raz piąty na przestrzeni siedmiu rozegranych meczów. Tym razem od pierwszej minuty na parkiet wyszli Skibniewski, Johnson, Hyży, Malesević i Parzeński. Z aktywnych zawodników już tylko Adrian Mroczek-Truskowski ani razu nie pojawił się w podstawowym składzie.
Przede wszystkimi na wyróżnienie zasługuje Jakub Parzeński, ponieważ zaliczył najlepszy występ w tym sezonie, zdobywając 9 punktów (4/6 z gry), zbierając 6 piłek i wymuszając na przeciwnikach 4 przewinienia. Jego obecność pozytywnie wpływała na grę obronną całej drużyny. Znów efektywny był Nikola Malesević, który pokazał wszechstronność w zdobywaniu punktów. W sumie rzucił ich 19 (6/11 z gry), ale na różne sposoby. Trafił trójkę, grał tyłem do kosza i parę razy agresywnie wchodził dwutaktem. Zapytany o to przyznawał, że jego gra uzależniona jest od zachowania partnerów i obrony rywala, którą stara się na bieżąco odczytywać. Nie bez echa musi obejść się również to, że siedmiokrotnie był faulowany, miał 5 „desek”, 2 asysty i tyle samo przechwytów.
Paweł Kikowski natomiast powoli wyrasta na zawodnika czwartej kwarty, w której tym razem dał Śląskowi 6 oczek. Znów wykazał się stalowymi nerwami w końcówce. Zdobył ostatnie cztery punkty dla swojego zespołu.
Ofensywna gra AZS-u Koszalin opierała się głównie na indywidualnych popisach Amerykanów. Najlepszym strzelcem meczu był LaceDarius Dunn, który w nieco mniej niż 20 min zdążył zdobyć 24 punkty, cztery razy trafiając zza łuku. Pomagał mu rozgrywający, Sek Henry (17 punktów) oraz środkowy, Raymond Sykes (10 punktów). Leworęczny Henry celnie za trzy rzucił dwa razy, a także zabrał Śląskowi 6 piłek. Sykes również popisywał się dobrą obroną – miał 4 przechwyty. Łącznie, wymieniona trójka zdobyła 73% wszystkich punktów drużyny.
Nikola Malesević znów oczarował wrocławskich fanów, fot. Norbert Bohdziul
USŁYSZANE: „Był to dla nas bardzo ważny mecz. Nie oddzielamy spotkań ligowych od pucharowych, są dla nas tak samo istotne. Nie dlatego zmieniłem pierwszą piątkę. Przez ten tydzień mieliśmy problem z kontuzjami, dlatego należy mieć 10, 11 zawodników gotowych do gry od pierwszej minuty.” –Milivoje Lazić.
STATYSTYKA-KLUCZ: Śląsk z gry miał 49% i dodał 17 asyst. AZS Koszalin rzucał ze skutecznością 39% z gry (skuteczność w pierwszej kwarcie meczu: 2/13) i rozdał tylko 7 asyst.
PUNKT ZWROTNY: Każda drużyna miała wzloty i upadki. Śląsk zaczął wspaniale za sprawą Dominiqua Johnsona (15 punktów w meczu, 9 w pierwszej połowie) i Nikoli Malesevicia. Wrocławianie szybko uzyskali prowadzenie 18:2. I wtedy serią 21:6 odpowiedzieli goście. Głównie za sprawą tercetu zawodników z USA, na sześć minut przed końcem drugiej kwarty obie ekipy dzielił tylko 1 punkt, dzięki czemu mecz ponownie stał się ciekawy i pełen napięcia.
W końcówce emocje poniosły Dunna i trenera AZS-u, Gaspera Okorna, którzy za zbyt ekspresywne zachowanie zostali nagrodzeni przez sędziów faulami technicznymi (Dunn za próbę wymuszenia na sędziach przewinienia ofensywnego). Konsekwencją były celne rzuty osobiste Pawła Kikowskiego. Po pierwszym „dachu” „Kiko” stanął na linii na 2:45 min przed końcową syreną i wyprowadził Śląsk na jednopunktowe prowadzenie. Drugi raz rzucał już w ostatniej minucie. Po obu celnych próbach było 72:68 dla Śląska. Gospodarze mieli jeszcze dodatkowe posiadanie, które zamienili na dwa punkty. Udanym wejściem pod kosz zwycięstwo trójkolorowym zapewnił…Kikowski.
NA PLUS: Praca zespołowa. Wysoka liczba asyst, a ponadto punktowali wszyscy koszykarze Śląska, oprócz Sulimy, którzy przebywali na parkiecie. Znów niezwykle groźne okazały się kontry. Szybkość Johnsona i Gibsona sprawia, że przeciwnicy albo tracą punkty, albo przerywają szybki atak WKS-u faulami. Nawet center Parzeński pokazał, że potrafi szybko biegać. Obsłużony podaniem przez Johnsona, zakończył jedną z kontr oburęcznym wsadem.
DO POPRAWY: Znów dużo strat, w sumie 15, co daje prawie 4 na kwartę.
AND 1, fot. Norbert Bohdziul
DUCH DRUŻYNY: Wprawdzie koszykarze Lazicia pokazali więcej determinacji i woli walki niż w meczu w Radomiu, ale kiedy jeden z zawodników (w tym przypadku Malesević) nie podnosi się z parkietu przez kilkanaście sekund, zwyczaj koleżeńskiego zachowania nakazuje natychmiastową pomoc. Wydaje się też, że gdyby znakomicie ustawiający się i zbierający Thomson nie podpierał się tak często kozłem, Śląsk zdobywałby więcej punktów spod kosza. Sama skuteczność w trumnie, także nie jest zadowalająca. Śląsk spudłował kilka razy z oczywistych podkoszowych pozycji.
DOBRY RUCH: Pierwsza piątka z Parzeńskim i Hyżym broniła zdecydowanie lepiej niż w poprzednich spotkaniach robił to cały zespół Śląska. Koszalin rzucił w pierwszej kwarcie tylko 9 oczek, pierwsze punkty z gry zdobywając po trzypunktowym rzucie Dunna na 2:34 min przed końcem kwarty otwarcia. Śląsk wyraźnie wygrał też walkę na tablicach – 34 (11 ofensywnych) do 18.
ZŁE ZACHOWANIE: Ostatni zespół ligi potrafił odrobić szesnastopunktową przewagę Śląska z początku spotkania. Grając we własnej hali, z teoretycznie słabszym przeciwnikiem, należało być bardziej skoncentrowanym. Szczególnie, gdy w perspektywie rewanżu liczy się każdy punkt.
USŁYSZANE II: „Człowieku, co za mecz! Gratuluję koszykarzom AZS-u. Pod wodzą nowego trenera wstąpiła w nich świeża energia, co widać było na boisku. Gratuluję też kolegom zespołu skuteczności w trudnych momentach. Pokazaliśmy, że praca na treningach zaczyna przynosić efekty. Widać, że mamy potencjał, który musimy nauczyć się wykorzystywać. Przed nami jednak wiele pracy.” – Nikola Malesević
WOKÓŁ PARKIETU: Mniej kibiców na trybunach niż w poprzednich meczach w Orbicie. Pierwszy raz zabrakło również Macieja Zielińskiego. Nie przeszkodziło to jednak w stworzeniu miłej, rodzinnej atmosfery. Licznie na spotkanie przybyły całe rodziny, dzieci tańczyły, wygłupiały się i głośno dopingowały koszykarzy Śląska. Na miejscach przeznaczonych dla fanów gości również pierwsze skrzypce dopingu grali najmłodsi.
Parzyk i Kiko byli ważnymi graczami spotkania z AZS-em, fot. Norbert Bohdziul
Należy w końcu pochwalić dziewczyny tańczące w przerwach. Zróżnicowana choreografia i muzyka, wykorzystanie rekwizytów i zmiana strojów w przerwie po raz kolejny umilały widzom czas spędzony w Orbicie. Warto zauważyć, że w tym roku zespół taneczny jest ubrany za każdym razem inaczej. Kiedy mecz był już teoretycznie rozstrzygnięty, tancerki wbiegły na parkiet przy piosence „Beautiful Day” zespołu U2, świętując zwycięstwo WKSu.
P.S. W pierwszej połowie nasz redakcyjny kolega miał bliskie spotkanie pod koszem za linią końcową z Kevinem Thompsonem. Na całe szczęście Thomson wyszedł z tego cało i mógł kontynuować zawody.
PODSUMOWANIE: Śląsk w Koszalinie będzie bronił pięciopunktowej zaliczki. MVP spotkania był Nikola Malesević. Koszykarze gospodarzy starali się, częściej niż w ostatnich spotkaniach, zdobywać punkty z pomalowanego, co niewątpliwie optymistycznie pozwala patrzeć na przyszłe mecze. Martwi jedynie to, że wrocławianie nie potrafią grać na równym poziomie przez 40 min. Trener na pomeczowej konferencji podkreślał, że jego podopieczni naprawdę dobrze spisywali się przez 25-30 min, grając z odpowiednim zaangażowaniem. Na szczęście Koszalin nie potrafił w pełni wykorzystać słabszych okresów gry Śląska, który w decydujących momentach meczu pokazał charakter i większą koszykarską dojrzałość. Mecz nie stał na wysokim poziomie, ale ostatnie minuty były bardzo emocjonujące.
USŁYSZANE III: „Brawo dla koszykarzy WKS-u. Był to dla nas trudny mecz, ponieważ to drugi wyjazd z rzędu. Zaczęliśmy źle, co było konsekwencją porażki w Tarnobrzegu w poprzednim meczu. Było to nerwowe spotkanie. Graliśmy nieźle w obronie, choć pewne rzeczy wymagają jeszcze poprawy. Przez ostatnie 4, 5 minut nie byliśmy wystarczająco skoncentrowani, zgubiliśmy parę ważnych zbiórek, popełniliśmy łatwe straty i w konsekwencji przegraliśmy. Możemy to jednak odrobić w Koszalinie.” – Gasper Okorn
KOLEJNE MECZE: Rewanż 21 grudnia w Koszalinie. Wcześniej, w niedzielę 24 listopada, na ligowy mecz przyjeżdża do Wrocławia aktualny mistrz Polski, Stelmet Zielona Góra. Niecały tydzień później, 30 listopada, Śląsk podejmie u siebie Asseco Gdynię.
Błażej Organisty